wtorek, 12 maja 2015

16. Chelsea

Harry
Bębnię nerwowo palcami o ladę, spoglądając na zegarek. „15 minut. Ostatnie 15 minut zmiany i wreszcie będę mógł wrócić do Carter”.
Od kilku dni każda sekunda bez niej była dla mnie istną katorgą. Sytuacja między nami (zresztą tak samo jak sytuacja między nią a Krisem) wciąż była niepewna, oboje snuliśmy się po domu jak duchy. Ja – z nerwów, że wybierze Krisa, ona – w obawie przed rozmową z nim. Chora sytuacja, do której sam doprowadziłem.
„10 minut”, myślę, gdy nagle do środka wchodzi długonoga blondynka. Dość ładna, proste włosy, delikatne rysy, prosty, mały nosek.
— Harry? — pyta, widząc mnie.
Carter
Przestępuję z nogi na nogę, kołysząc się jak upośledzona. W końcu winda zatrzymuje się, a ja z niej wysiadam, podchodząc do Rose – asystentki szefa, a właściwie Krisa. Gdy mnie widzi, podnosi tylko wzrok znad okularów. Nie mówi nawet „Cześć”, zajęta pracą.
— Szef mówił, że jakbyś przyszła, to masz iść do niego — informuje mnie.
— Dziękuję, Rose — odpowiadam.
Mamrocze coś pod nosem, a ja kieruję się do gabinetu Krisa.
Pukam cicho, aż słyszę ciche „Proszę”.
— Dzień dobry — witam się, wchodząc do środka.
— Dzień dobry? — Marszczy brwi. — Myślałem, że…
— Jesteśmy w pracy — przypominam mu, wygładzając dłońmi bluzkę.
— Okay, jak wolisz. — Wzrusza ramionami. — Siadaj. Mamy do omówienia waży projekt.
Zajmuję miejsce przed szatynem, po czym pytam:
— Jaki projekt?
— Aquaparku na obrzeżach. Ma to być jakiś kompleks budynków, łącznie z hotelem. Choć wymagania zleceniodawcy są dość… nietypowe. — Spogląda na kartki leżące na jego biurku.
— A konkretnie? — pytam.
— Nie wiem, jakieś esy floresy. Na styl… secesyjny? Do tego basen w kształcie… kałuży, bodajże.
— Będzie kicz — stwierdzam. — Bogacki kicz.
— Kicz kiczem. Budżet tego kiczu to pół… miliarda dolarów. To jakiś zagraniczny inwestor — mówi, opierając plecy o oparcie forela i splatając palce obu dłoni.
— To ile tych budynków ma być? — pytam, poprawiając się na krześle.
— W sumie trzy plus basen.
— Duży projekt — stwierdzam. — Ile to wszystko potrwa?
— Mamy czas tylko do nowego roku…
— Ale przecież za dwa tygodnie są święta! — unoszę nieco głos.
— Właśnie o to chodzi. W to coś trzeba się zaangażować na 200%. W sumie pracowalibyście nad tym w szóstkę, o ile ty się zgodzisz.
— Czyli kto jeszcze? — pytam.
— Ashley, Marley, Max, Clayton i Mia.
— Trzy na trzy — zauważam.
Uśmiecha się.
— Równowaga musi być. To jak? Wchodzisz w to?
— Pewnie, o ile te trzy dni świąt dasz nam wolne, jeśli do tego czasu tego nie skończymy.
— Jasne, jasne — odpowiada. — Święta macie wolne.
Na moment zapada niezręczna cisza, po której odchrząkuję cicho.
— Wiesz… chciałabym pogadać — mamroczę, bawiąc się palcami. Cała pewność siebie mnie opuszcza.
— Na tematy bardziej prywatne, jak się domyślam? — zadaje pytanie, uśmiechając się pod nosem.
— Tak… — jąkam się. — Kris, bo… wiesz…
— O co chodzi? — Marszczy brwi, nie spodziewając się niczego dobrego po tonie mojego głosu.
— Myślę, że… powinniśmy przestać się spotykać… Przynajmniej na razie — mamroczę, spuszczając wzrok.
— Co? Dlaczego? — pyta zaskoczony.
— Jesteś świetnym…
— Oho, już mi się to nie podoba. „Jesteś świetnym facetem, ale nie dla mnie”, co?
— Nie zrozum mnie źle…
— O, to też. „Nie zrozum mnie źle. To nie w tobie tkwi problem, tylko we mnie”. Carter, bez takich frazesów; przerabiałem je już dziesiątki razy. Mów, o co chodzi. Pewnie o tego twojego współlokatora, co? Jak mu tam? Harry?
Zaciskam zęby i spuszczam wzrok. Czuję się naprawdę koszmarnie z tym wszystkim, zresztą Harry nie lepiej. Nic mi nie mówił, ale ja to wiem. Przybija mnie fakt, że – cokolwiek bym nie zrobiła – kogoś zranię.
— Tak… o niego… — Wypuszczam powietrze z płuc.
— Wiedziałem, że nie jesteście tylko przyjaciółmi — oznajmia, odchylając głowę w tył. — I co teraz? — pyta, wlepiając we mnie spojrzenie. Staram się je utrzymać, ale z czasem przegrywam tę walkę, o czym świadczy mój rozbiegany i niespokojny wzrok.
— Nie wiem… Potrzebuję czasu… — mamroczę.
— Błagam cię — parska. — Oboje dobrze wiemy, że go nie potrzebujesz. Ty już wybrałaś. A teraz: „Było miło, ale się skończyło i adios, Kris. Sayonara”. Carter, ja mam trzydzieści dwa lata. Wiem, jak kobiety dają kosza.
— Dasz mi wreszcie coś powiedzieć? — warczę gniewnie. — Nie traktuj mnie jak dziecko, do diabła. Też jestem dorosła. Wiem, co chcę powiedzieć.
— To mów, proszę — zachęca mnie, gestykulując dłonią.
— Odechciało mi się — burczę.
— Właśnie w ten sposób udowadniasz swoją dojrzałość? — pyta sarkastycznie.
— A ty to, że tak naprawdę byłam dla ciebie tylko zabawką? — odpieram jego słowny atak. — Przyznaj się, od samego początku byłam dla ciebie przygodą, o czym świadczy twój stosunek do mnie. Myślisz, że jestem smarkulą i nie mam pojęcia o życiu? Gówno o mnie wiesz — warczę, starając się ukryć łzy, po czym wybiegam z jego biura.
Harry
— Harry? — pyta blondynka.
— Chelsea? — wyrywa mi się. Nie mam pojęcia, skąd znam jej imię.
— Co ty tu robisz? Długo się nie odzywałeś. Myślałam, że… — Mierzy mnie – siedzącego za ladą – wzrokiem z nieukrywaną wzgardą.
— Czekaj, ty mnie znasz? — podnoszę głos z podekscytowania.
— Och, chyba cię z kimś pomyliłam. Sory.
Wychodzi z budynku, a ja jestem zbyt rozdygotany, by cokolwiek zrobić. Ona mnie znała. Pierwsza osoba, która mnie w jakiś sposób kojarzyła.
Wybiegam ze stacji, lecz czerwony samochód w tym momencie odjeżdża.
__________________________________________________
Nie wiem, jak wy, ale ja się Krisowi nie dziwię. :\

4 komentarze:

  1. świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie! Skończyłam wszystkie egzaminy i mogę na spokojnie komentować. ;)

    To co robisz jest niesamowite. Pierwszy blog, który założyłaś był i nadal jest niesamowity. Impassivity to cudowne dzieło, ale Amnesią pokonałaś wszystkich. Twój styl pisania jest wręcz profesjonalny, a pomysły nadal zaskakują. Wiem, jak wiele trzeba włożyć w pracy w napisanie czegokolwiek. Trzeba też chcieć i za te chęci Cię podziwiam. Sama jestem niesamowitym leniem (co widać po moim blogu) i ciężko mi dokończyć coś co nie jest o Harrym. Tak, wiem mam na jego punkcie obsesję. Podziwiam Cię i będę Cię wspierać zawsze. To, że nie pisałam nie znaczy, że nie czytałam. Wciąż zaglądałam na oba Twoje blogi z nadzieją na coś nowego. Uwielbiam Twoje prace i może się powtórzę, ale moim marzeniem jest byś nie marnowała tak wielkiego talentu. Pracuj dalej a osiągniesz wiele. Twoje blogi to jedyne na jakie zaglądam. Może ze względu na mój wiek ( 19 lat to już staruszka), może na brak czasu, a może po prostu dlatego że jesteś najlepsza w tym co robisz. Przywiązałam się do Ciebie. Cholernie. <3


    Ps. Kiedyś widziałam gdzieś reklamę mojego bloga. Pamiętam, że mój telefon wtedy ześwirował i nie mogłam podziękować, dlatego robię to teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może zacznę od tego, że mam nadzieję, że wszystko na egzaminach poszło dobrze. To znaczy, tak jakbyś chciała. ☺
      Zawsze, jak czytam tyle miłych słów, to się rozpływam, a od Ciebie, Patrycja, to już w ogóle. :')
      Będę Ci za to dziękować chyba do końca świata (a przynajmniej do końca mojego istnienia w blogosferze), ale jestem Ci naprawdę bardzo wdzięczna, za to... za to, że po prostu jesteś. ♥ Jako jedyna z tego, co się orientuję, tak długo ze mną wytrzymałaś. :') I chyba dlatego właśnie zawsze w jakiś szczególny sposób zależy mi na Twojej opinii. Tak więc dziękuję za każdy komentarz i doskonale rozumiem, jeśli nie pojawiają się one pod każdym postem. xx
      Dziwnie to wszystko ujęłam, ale trudno. Z serca. ♥
      PS. "ciężko mi dokończyć coś co nie jest o Harrym. Tak, wiem mam na jego punkcie obsesję" → mam podobnie, rzekłabym nawet, że bardzo podobnie. ♥

      Usuń