piątek, 10 kwietnia 2015

07. Provocation

* * *
Wieczór. Podchodzę do Carter powoli. Stoi przy kuchennym blacie, krojąc warzywa do sałatki. Kładę jej dłonie na biodrach i ostrożnie zbliżam twarz do jej szyi.
— Harry, co ty robisz? — pyta spanikowana.
— Shhh… — uspokajam ją. — Nicole patrzy.
Wodzę koniuszkiem nosa po jej skórze, chowając się w zagłębieniu jej szyi. Czuję delikatną woń jej perfum, przez co coraz bardziej mąci mi się w głowie jakbym był pijany. Po chwili powoli i ostrożnie muskam linię jej szczęki i szyję. Ledwo jej dotykam, a i tak czuję coraz większe podniecenie. Przyciskam mocno wargi do jej szyi po raz ostatni i odsuwam się.
— Pomóc ci?
— Nie! — odpowiada szybko i gwałtownie. Zbyt szybko i zbyt gwałtownie.
— Spokojnie — zaśmiewam się. — Chciałem tylko pomóc. — Podnoszę dłonie do góry w geście poddania.
— Um… ja… właściwie… kończę — odpowiada.
— Dobrze, dobrze.
Wychodzę z kuchni i siadam na kanapie obok Nicole.
— Nerwowa dzisiaj ta nasza Carter, co? — stwierdza, śmiejąc się.
— Trochę.
— Wiesz co, tak myślę… Szybko zamieszkaliście razem — mówi z nutą przekąsu.
— Jeśli sugerujesz, że jestem jakimś naciągaczem żyjącym na koszt bogatych kobiet, to się mylisz — oznajmiam. — Pracuję. Rachunki i czynsz dzielimy na pół.
— Spokojnie, ja nic nie sugeruję. Jestem tylko zdziwiona, że Carter była w stanie tak szybko zaufać jakiemukolwiek mężczyźnie tak szybko.
— Co masz na myśli?
— Nie opowiadała ci o tym, co się stało w Los Angeles? — pyta.
— Nie.
— W takim razie ją musisz o to zapytać.
Nagle usłyszeliśmy krzyk Carter z kuchni:
— Kolacja gotowa! Siadajcie.
* * *
Wsuwam się pod kołdrę po lewej stronie łóżka i spoglądam niepewnie na Carter leżącą na wznak z oczami wlepionymi w sufit. Milczymy tak przez chwilę, aż odnoszę wrażenie, że powstaje między nami jakiś mur, bariera; odległość, której nie da się zmierzyć żadną miarą.
— Carter? — zagaduję.
— Hm?
— Wierzysz w przyjaźń między mężczyzną a kobietą?
Teraz, kiedy w imię naszej damsko-męskiej "przyjaźni" leżeliśmy w jednym łóżku. Teraz mnie wzięło na taką rozmowę.
— Tak, o ile… — zaczyna niepewnie — o ile jeden z nich jest brzydki lub homoseksualny. Nie wierzę, że może istnieć prawdziwa przyjaźń między dwiema osobami, które są dla siebie atrakcyjne.
— A nie sądzisz, że to trochę powierzchowne myślenie? — pytam, okręcając się na bok i podpierając ręką głowę. — Wiesz… nawet jeśli jedna strona jest brzydka, zawsze można pokochać kogoś za wnętrze.
— Może — odpowiada, posyłając mi lekki uśmiech — ale to by znaczyło, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje w ogóle, bo, idąc twoim tropem myślenia, jeżeli ktoś jest dla kogoś wspaniałym przyjacielem i świetnie się dogadują, to w każdej chwili mogą się w sobie zakochać. Boże, plotę już bez sensu. A dlaczego w ogóle pytasz?
— Nie wiem — mamaroczę pod nosem. — Zresztą nieważne. Carter, ja… a właściwie Nicole… powiesz mi, co takiego wydarzyło się w twojej przeszłości? Masz jakiś uraz do facetów, prawda? — pytam.
— Nieważne. Harry, to nie jest temat… na teraz. Nie zrozum mnie źle. Po prostu… to trudne.
— W porządku.
— Teraz ty mi powiedz, co grałeś na zabawce Nancy — nakazuje szatynka stanowczo, z nutą podekscytowania. Przekręca się na bok tak, że patrzymy sobie w oczy.
— Sęk w tym, że sam nie wiem — odpowiadam. — To przyszło nagle, a zniknęło jeszcze szybciej. Ta melodia wciąż mi chodzi po głowie, ale nie wiem, co to było.
— Może ty na serio jesteś muzykiem? Może jesteś sławny i pół świata cię teraz szuka? — marzy Carter.
— Gdyby tak było, już dawno by mnie rozpoznali — studzę ją. — Nie ukrywam się. Tysiące ludzi już widziało moją twarz, a jakoś nikt nie krzyknął na ulicy: „Hej, to ten zaginiony Harry Styles!”.
— Um… no tak. W sumie masz rację.
— Może jestem jakimś podrzędnym muzykiem albo po prostu pisaniem piosenek zajmuję się tylko w charakterze hobby.
— To pierwsze bym raczej wykluczyła. Widziałeś swoją walizkę? Musisz być naprawdę bogatym człowiekiem, skoro stać cię na takie drogie ciuchy i kosmetyki.
— Nie wiem. Może. — Ziewam. — Nie chce mi się na razie o tym myśleć. Dobranoc.
— Dobranoc.
~*~
Budzę się w nocy pod wpływem nieznanego ciężaru uciskającego moją klatkę piersiową. Podnoszę powieki i widzę Carter wtuloną w mój tors. Uśmiecham się. Wtargnęła na mój teren. Obejmuję ją lekko ramieniem. Jak przyjaciółkę. Nic więcej w tym uścisku nie było, naprawdę.

Budzę się jako pierwszy. Otwieram oczy. Carter nie leży już na mnie, tylko w odległym krańcu łóżka. Wstaję bezszelestnie, pocierając zaspaną twarz, po czym spoglądam na zegarek. 8:00. Wstaję, patrzę na szlafrok i myślę o Carter, o Nicole, potem znowu o Carter, następnie spoglądam na siebie ubranego w same bokserki oraz T-shirt, aż w końcu decyduję się włożyć ten szlafrok. Wychodzę z pokoju i pierwsze, co widzę, to Nicole stojącą (o, dziwo, również w szlafroku) przy kuchennym blacie i mieszającą w kubku. Spoglądam ukradkiem na jej szczupłe łydki i proste blond włosy. Jest naprawdę atrakcyjną kobietą. Tylko nie dla mnie.
— O, już wstałeś? — zauważa mnie.
— Tak — odpowiadam, podchodząc do niej i wyjmując z szafki niebieski kubek.
— Kawa jest w dzbanku — mówi.
— Dzięki.
Napełniam kubek gorącą cieczą, po czym zastanawiam się, czy ją posłodzić, a może dolać mleka. Tak naprawdę wciąż nie wiem, ile i czy słodzę. Po chwili namysłu wsypuję łyżeczkę cukru, po czym z kubkiem siadam przy kuchennej wyspie.
— Carter śpi? — pyta blondynka.
— Tak.
— Zawsze lubiła pospać. Zresztą ja też. Nancy mnie pół godziny temu obudziła, a potem usnęła z powrotem.
Ziewnąłem.
— Zdarza się — odparłem dla podtrzymania rozmowy, choć tak naprawdę nie miałem pojęcia, jak dalej poprowadzić ten dialog. Na szczęście Nicole wybawiła mnie z kłopotu:
— To co? Budzimy Carter i robimy śniadanie?
— A może odwrotnie: najpierw robimy śniadanie, a potem budzimy Carter? — proponuję, uśmiechając się.
— Jasne. Niezły pomysł. To co robimy? Jajecznicę i kanapki, grzanki i jajka na miękko czy naleśniki?
— Ponoć… — Podrapałem się w głowę. — Ponoć robię niezłą jajecznicę.
— Okay. To ja się zajmę kanapkami.
Bierzemy się do pracy, gdy nagle z mojego pokoju wyłania się sylwetka Carter. Ma na sobie szlafrok w czarno-białe, poziome paski i patrzy na nas, mrużąc oczy i ziewając. Podchodzi do nas i pyta:
— Jezu, co wy robicie?
— A nie widać? Śniadanie.
Daję dziewczynie buziaka w policzek, a wtedy Nicole śmieje się:
— Gorzko!
Uśmiecham się zawadiacko w stronę szatynki, która jest totalnie spanikowana. Przyciągam ją do siebie niespiesznie i na parę sekund łączę nasze wargi. Czuję jej zdenerwowanie i spięcie, dlatego nie liczę na więcej. Mieszam uważnie jajecznicę, gdy nagle blondynka pochyla się w moją stronę i rzuca wyzywająco:
— Słabo.
— Próbujesz mnie sprowokować? — pytam.
— Tak.
Odkładam drewnianą łopatkę, którą mieszałem jajka, i odwracam się w stronę Carter. W jej oczach widzę przerażenie i trochę bawi mnie to. Kładę dłonie na jej biodrach, po czym zbliżam twarz do jej szyi, muskając ją.
— Przepraszam — szepczę. — Sytuacja tego wymaga.
— A umiesz to robić? — pyta z wyzywającą drwiną w głosie.
— Kolejna mnie prowokuje… — burczę szeptem.
Odsuwam się od niej i całuję jej wargi. Ledwo muśnięcie. Następnie niespiesznie łączę je ze swoimi w leniwie powolnym pocałunku, który szybko zostaje odwzajemniony. Z każdą chwilą napieram na nią coraz mocniej, dlatego po chwili zaciska mocno dłonie na moich ramionach. Mój język już od dawna zderza się z jej. Nagle chwytam jej wargę zębami i przygryzam ją, a wtedy z jej gardła wydobywa się cichy jęk. Odsuwam się od niej ze zwycięskim uśmiechem. Cokolwiek to było: pożądanie, podniecenie czy początek prawdziwego uczucia, sprawiło nam obojgu ogromną przyjemność. Wygrałem.
Wracam do mieszania jajecznicy. Aż dziwne, że się nie przypaliła. Ach, tak. Może dlatego, że Nicole wyłączyła palnik pod nią. Włączyłem go na nowo, starannie kończąc jajecznicę.
— No, no. — Blondynka klepnęła mnie w ramię.
Uśmiecham się z zadowoleniem. W tych dwóch krótkich słowach kryło się wszystko.

5 komentarzy:

  1. Kocham. Kocham. Kocham. Urzekłaś mnie tym opowiadaniem od początku i z każdym kolejnym rozdziałem zakochuje się jeszcze bardziej. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne <3 cudowne <3
    Świetnie się czyta. Carter i Harry muszą być razem c: ale czuję, że wspomnienia trochę po drodze namieszają...
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :*
    Życzę weny, A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to ciut mało po raz kolejny pokazałas nam co masz w głowie i to musi byc na prawde niesamowicie ciekawe xd co chwile przychodza nowe pomysły wiec nie wiem jakim cudem wybierasz te najlepsze ;** wczesniej chwaliłam to ze ci na nas zalezy nie na komentarzach a teraz napisze ze po prostu kocham twoje opowiadanie bo pozwala zapomniec mi o zyciu i problemach GDY JE CZYTAM PO PROSTU MAM AMNEZJE ;)

    OdpowiedzUsuń