Uśmiecham się, obserwując Carter bawiącą się z małą Nancy na huśtawce. Góra… dół… Góra… dół…
— Może teraz ty? — proponuje szatynka.
— Nie, ja…
— Siadaj.
Zamieniam się z dziewczyną miejscami i unoszę się na stopach, po czym opadam. Tak w kółko.
— A Nicole długo nie będzie?
— Ech, nie wiem. W tych urzędach ma trochę latania. Przeprowadzka z LA do Londynu to nie taka prosta sprawa.
— Wiem — rzucam.
— Naprawdę? — pyta Carter. Nie widzę jej, ale właśnie zmarszczyła brwi. Spoglądam na nią. Moja wyobraźnia mnie nie myli.
— Nie wiem, czy wiem, ale czuję, że tak. Chociaż sam już nie wiem — odpowiadam, śmiejąc się.
— Zazdroszczę ci tego luzu — mówi dziewczyna. — Nie wiesz, kim jesteś i czy ktoś nie wylewa za tobą łez, ale potrafisz…
— A co? Mam płakać? — Uśmiecham się. — Próbuję sobie cokolwiek przypomnieć, naprawdę. Ale z drugiej strony wiem, że nic na to nie poradzę, że nie potrafię.
— Optymistyczne podejście.
— Tobie też go życzę.
— Chcę zejść! — Nancy zaczyna przebierać niespokojnie nóżkami.
Zatrzymuję się, a Carter ściąga małą.
— Chcę na lody — burczy Nancy.
— W listopadzie? — śmieje się Carter. — Nie… Ale gorąca czekolada i ciacho mogą być. Pasuje? — pyta, na co mała odpowiada skinieniem głowy. — To idziemy.
Podchodzę do dziewczyny i małej, po czym chwytam Carter za rękę.
— Nie wydurniaj się — oponuje, a wtedy ściskam ją mocniej.
— Nie chcesz ze mną iść za rękę, kochanie? — pytam, posyłając w jej stronę buziaczka.
— Już wyglądamy jak młode małżeństwo z dzieckiem. Nie pomagasz.
Zaśmiewam się tylko.
— Jesteś zwariowany — burczy dziewczyna, a po tonie jej głosu wnioskuję, iż znaczy to mniej więcej tyle samo co „Jesteś głupi” wypowiedziane w delikatniejszy sposób.
— Uznam to za komplement.
Idziemy chodnikiem. Wieje nieprzyjemny, zimny wiatr i do tego zbiera się na deszcz. Ta czekolada i ciastko to naprawdę dobry pomysł. Najlepiej w ciepłym i suchym pomieszczeniu.
Nagle moją uwagę przykuwa wystawa nowych telewizorów. Scena rozgrywająca się na ekranach pochodzi zapewne z jakiegoś filmu akcji. Samochód, pościg, jakieś strzały. Wtem jeden z pojazdów uderza w jakiś miejski budynek.
Zatrzymuję się.
Nie, to mi nic nie przypomina. A może jednak?…
— Wszystko w porządku? — pyta Carter.
Uciszam ją, podnosząc do góry otwartą dłoń.
Nagle czuję ból, który wraz ze wspomniami przeszywa mój mózg. Łapię się za głowę, chaotycznie wyrzucając z siebie słowa:
— Blondynka… — wstrzymuję oddech — czerwona szminka… Kłóciliśmy się w taksówce… Miałem być w Bangkoku sam, a ona… przyjechała… Byłem bardzo nieprzyjemny… W końcu przesiadła się do przodu obrażona… Nagle samochód gwałtownie skręcił… Nie wiem dlaczego… Więcej nie pamiętam… Carter, ona była w tym samochodzie! Ona tam była! Zginęła! Nie zasługiwała na to! Ja byłem zły! — Patrzę na szatynkę, a w jej oczach widzę strach. Kropelki potu błyszczą na moim czole, nozdrza powiększają się z każdym niespokojnym oddechem. — Wiedziałaś? — pytam. — Ty wiedziałaś! Ratowałaś mnie, a nie ją. Dlaczego? Carter, dlaczego?!
— Harry, siedziałeś z tyłu… Logiczne, że…
— Ona nie zasługiwała na śmierć… Nie zasługiwała.
Odwracam się gwałtownie, odchodząc.
— Harry, dokąd idziesz? Harry! — krzyczy za mną, ale ja nie słucham, zbyt zajęty swoimi myślami, a następnie odchodzę.
Myśli kotłują się w mojej głowie i z każdą chwilą nabieram przekonania, że wkrótce mój mózg eksploduje. Snuję się po mieście, idąc cały czas przed siebie. Po jakichś dwóch godzinach zaczyna się robić ciemno. W końcu to listopad, dni są coraz krótsze. Siadam na ławce w parku, po czym przymykam oczy, wciągając powietrze do płuc. Czuję chłód, dlatego zakładam kaptur bluzy ja głowę. Zimny, wilgotny wiatr nieprzyjemnie smaga moje policzki, a w głowie mam tylko jedną myśl:
Byłem zwykłym sukinsynem. Dalej jestem.
— Może teraz ty? — proponuje szatynka.
— Nie, ja…
— Siadaj.
Zamieniam się z dziewczyną miejscami i unoszę się na stopach, po czym opadam. Tak w kółko.
— A Nicole długo nie będzie?
— Ech, nie wiem. W tych urzędach ma trochę latania. Przeprowadzka z LA do Londynu to nie taka prosta sprawa.
— Wiem — rzucam.
— Naprawdę? — pyta Carter. Nie widzę jej, ale właśnie zmarszczyła brwi. Spoglądam na nią. Moja wyobraźnia mnie nie myli.
— Nie wiem, czy wiem, ale czuję, że tak. Chociaż sam już nie wiem — odpowiadam, śmiejąc się.
— Zazdroszczę ci tego luzu — mówi dziewczyna. — Nie wiesz, kim jesteś i czy ktoś nie wylewa za tobą łez, ale potrafisz…
— A co? Mam płakać? — Uśmiecham się. — Próbuję sobie cokolwiek przypomnieć, naprawdę. Ale z drugiej strony wiem, że nic na to nie poradzę, że nie potrafię.
— Optymistyczne podejście.
— Tobie też go życzę.
— Chcę zejść! — Nancy zaczyna przebierać niespokojnie nóżkami.
Zatrzymuję się, a Carter ściąga małą.
— Chcę na lody — burczy Nancy.
— W listopadzie? — śmieje się Carter. — Nie… Ale gorąca czekolada i ciacho mogą być. Pasuje? — pyta, na co mała odpowiada skinieniem głowy. — To idziemy.
Podchodzę do dziewczyny i małej, po czym chwytam Carter za rękę.
— Nie wydurniaj się — oponuje, a wtedy ściskam ją mocniej.
— Nie chcesz ze mną iść za rękę, kochanie? — pytam, posyłając w jej stronę buziaczka.
— Już wyglądamy jak młode małżeństwo z dzieckiem. Nie pomagasz.
Zaśmiewam się tylko.
— Jesteś zwariowany — burczy dziewczyna, a po tonie jej głosu wnioskuję, iż znaczy to mniej więcej tyle samo co „Jesteś głupi” wypowiedziane w delikatniejszy sposób.
— Uznam to za komplement.
Idziemy chodnikiem. Wieje nieprzyjemny, zimny wiatr i do tego zbiera się na deszcz. Ta czekolada i ciastko to naprawdę dobry pomysł. Najlepiej w ciepłym i suchym pomieszczeniu.
Nagle moją uwagę przykuwa wystawa nowych telewizorów. Scena rozgrywająca się na ekranach pochodzi zapewne z jakiegoś filmu akcji. Samochód, pościg, jakieś strzały. Wtem jeden z pojazdów uderza w jakiś miejski budynek.
Zatrzymuję się.
Nie, to mi nic nie przypomina. A może jednak?…
— Wszystko w porządku? — pyta Carter.
Uciszam ją, podnosząc do góry otwartą dłoń.
Nagle czuję ból, który wraz ze wspomniami przeszywa mój mózg. Łapię się za głowę, chaotycznie wyrzucając z siebie słowa:
— Blondynka… — wstrzymuję oddech — czerwona szminka… Kłóciliśmy się w taksówce… Miałem być w Bangkoku sam, a ona… przyjechała… Byłem bardzo nieprzyjemny… W końcu przesiadła się do przodu obrażona… Nagle samochód gwałtownie skręcił… Nie wiem dlaczego… Więcej nie pamiętam… Carter, ona była w tym samochodzie! Ona tam była! Zginęła! Nie zasługiwała na to! Ja byłem zły! — Patrzę na szatynkę, a w jej oczach widzę strach. Kropelki potu błyszczą na moim czole, nozdrza powiększają się z każdym niespokojnym oddechem. — Wiedziałaś? — pytam. — Ty wiedziałaś! Ratowałaś mnie, a nie ją. Dlaczego? Carter, dlaczego?!
— Harry, siedziałeś z tyłu… Logiczne, że…
— Ona nie zasługiwała na śmierć… Nie zasługiwała.
Odwracam się gwałtownie, odchodząc.
— Harry, dokąd idziesz? Harry! — krzyczy za mną, ale ja nie słucham, zbyt zajęty swoimi myślami, a następnie odchodzę.
Myśli kotłują się w mojej głowie i z każdą chwilą nabieram przekonania, że wkrótce mój mózg eksploduje. Snuję się po mieście, idąc cały czas przed siebie. Po jakichś dwóch godzinach zaczyna się robić ciemno. W końcu to listopad, dni są coraz krótsze. Siadam na ławce w parku, po czym przymykam oczy, wciągając powietrze do płuc. Czuję chłód, dlatego zakładam kaptur bluzy ja głowę. Zimny, wilgotny wiatr nieprzyjemnie smaga moje policzki, a w głowie mam tylko jedną myśl:
Byłem zwykłym sukinsynem. Dalej jestem.
Carter
Harry nie pojawił się w domu przez następne dwie i pół godziny. Nicole wróciła z urzędu, a gdy zapytała, gdzie jest Harry, odpowiedziałam jej:— Um… Musiał się przejść.
— Wujek krzyczał na ciocię — oznajmiła wtedy Nancy.
— Nie krzyczał — zaprzeczyłam. — Był tylko podenerwowany.
— Mhm — mruknęła Nicole, z czego wywnioskowałam, że nie przekonałam jej ani trochę. — Zawsze jest taki nerwowy?
— Nie… Jezu, daj już spokój.
Siedzimy na kanapie i rozmawiamy. Nagle słyszymy, jak ktoś odklucza drzwi i wchodzi do środka. Harry. Wygląda na nieco zmarzniętego i zmęczonego, a ja chcę go, do diabła, przytulić. Teraz.
— Okay? — pytam niepewnie.
Wydaje z siebie jakiś niezrozumiały pomruk, po czym ściąga buty.
— Powinniśmy pogadać — mówi.
— Wiem — odpowiadam.
— To ja… — odzywa się Nicole. — Zostawię was. Pójdziemy z Nancy do pani Bucket z dołu.
Blondynka usunęła się z mieszkania w przeciągu pół minuty, a Harry usiadł obok mnie.
— Chciałem cię przeprosić — oznajmia.
— Ale nie masz za…
— Mam. Niepotrzebnie się uniosłem. Przepraszam.
— W porządku, rozumiem — odpowiadam. Nie czułam ulgi po tych przeprosinach, bo ich nie oczekiwałam. Bałam się o niego, po prostu.
— Okay? — pytam niepewnie.
Wydaje z siebie jakiś niezrozumiały pomruk, po czym ściąga buty.
— Powinniśmy pogadać — mówi.
— Wiem — odpowiadam.
— To ja… — odzywa się Nicole. — Zostawię was. Pójdziemy z Nancy do pani Bucket z dołu.
Blondynka usunęła się z mieszkania w przeciągu pół minuty, a Harry usiadł obok mnie.
— Chciałem cię przeprosić — oznajmia.
— Ale nie masz za…
— Mam. Niepotrzebnie się uniosłem. Przepraszam.
— W porządku, rozumiem — odpowiadam. Nie czułam ulgi po tych przeprosinach, bo ich nie oczekiwałam. Bałam się o niego, po prostu.
Harry
— Carter, wiesz… — mówię płaczliwym tonem — ona naprawdę była dobra… Ta dziewczyna. Kochała mnie, ale najgorsze jest to, że nie wiem, czy ja ją też… Na pewno ją wtedy zraniłem. Może nie pierwszy raz. Ja… czuję teraz, że muszę sobie wszystko przypomnieć. Chociażby po to, żeby znaleźć jej rodzinę i powiedzieć jej o wszystkim. Carter, byłem draniem, ja to czuję. Zimnym chujem. A ona mnie kochała… Byłem zły. Jestem zły.— Nie jesteś — zaprzecza szatynka.
— Jestem. Mogę ci pokazać — mówię, zbliżając się do niej, by nie mogła uciec. — Jestem bardzo zły. Robię złe rzeczy, o których nie powinenem nawet myśleć, a to silniejsze ode mnie.
Napieram mocno na wargi dziewczyny, a ona nie oponuje, nawet kiedy rozchylam pocałunkami jej usta, by móc wsunąć język między nie. Moja dłoń wędruje pod materiał jej koszulki. Wodzę nią po jej biodrze i lędźwiach, czując jej unoszącą się niespokojnie klatkę piersiową; z jej gardła wydobywa się głęboki pomruk zadowolenia. To wszystko sprawia, że coraz bardziej chcę ją mieć. Na własność. Teraz.
Odrywam się od niej, czując, że to wszystko i tak zaszło za daleko.
Próbuję się uspokoić, ale to bardzo trudne.
— To nie było złe — słyszę szept dziewczyny przy uchu — ale nigdy więcej tego nie rób, okay?
Kiwam tylko głową. Boję się na nią spojrzeć. Mój mózg przetwarza właśnie tysiące nowych emocji, a w mojej wyobraźni zaczynają pojawiać się obrazy tego, co mógłbym zrobić z… nią. Czuję pożądanie, czysty fizyczny pociąg; pragnę jej.
Nienawidzę siebie za te myśli, ale to silniejsze ode mnie.
Kiwam tylko głową.
— Ja ci pomogę. Trochę o tym czytałam i ponoć hipnoza pomaga. Pójdziemy do lekarza. Okay?
— Mhm… — mamroczę, przeczesując palcami włosy.
Jeden pocałunek za dużo. Ten nie był na pokaz. Ja tego chciałem. A właściwie moje ciało tego chciało. Nasze ciała tego chciały. Ona nie protestowała, nie odpychała mnie. Przeciwnie, nęciła, kusiła. Gdybym tylko mógł…
Gdybym mógł.
Lecz nie mogę.
__________________________________________________
Nie wypowiadam się już na temat rozdziałów, bo spędzam nad nimi tyle czasu, a i tak... xdMiała być część we wtorek, ale się nie udało. Następna w weekend, ale nie jutro, raczej około soboty-niedzieli. ☺
Dziękuję za komentarze. *.* 5 mi bardzo odpowiada i gdyby tyle było, to bym się bardzo cieszyła. xx
PS. Nawet nie chcę myśleć, ile mam zaległości w czytaniu, ale w przyszłym tygodniu mam egzaminy, do tego blog, na którym jestem autorką, organizuje konkurs na imagina, więc totalnie brakuje mi czasu. Ale wszystko nadrobię, jak zawsze. ;)
Ty wiesz, że ja to kocham ♡♡♡
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział ^_^ ♡
Jezu to jest codowne ;) z kazdym rodzialem to opowiadanie jest coraz lepsze i bardziej wciaga ** chciala bym wiedziec co jest twoja inspiracja i zrobic to samo co ty jesli tylko w mojej głowie ma sie pojawic tak samo codowna historia z hazza haha
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, żebym nie zapomniała, powodzenia na egzaminach. Jak widać obie mamy w tym roku maturę, ja tą prawdziwą, Ty tą troszkę mniejszą. Niestety oba są równie ważne, jeżeli chcesz się dostać do wymarzonej szkoły. Rozumiem wszystko. Nie będzie tak źle, zobaczysz. Ja bez nauki zdałam zadowalająco. Chociaż teraz się pewnie wiele zmieniło, wiem, że jesteś bardzo inteligenta i poradzisz sobie w stu procentach.
OdpowiedzUsuńA teraz o imaginie. Nie wiem jak to robisz, ale rób tak dalej. Potrafisz tak wręcić człowieka w pewną historię, że nie da się od tego oderwać. Codziennie (a raczej kilka razy na dzień) zaglądam na Twoje oba ( plus trzeci, gdzie publikujesz swoje prace) z nadzieją, że będzie coś nowego. Historia Carter i Harrego jest przepiękna. Sama nigdy bym nie wpadła na taki pomysł. Wkręciłam się totalnie i cały czas czytając obawiam się, że Harry ma jakąś rodzinę, która go szuka, a Carter będzie tylko na chwilę. Jednak ich losy zostawiam w Twoich rękach. Jesteś świetną pisarką, a każde Twoje dzieło jest wyjątkowe. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Największa fanka, Patrycja. x.
Świetne! Lecę czytałać kolejny :*
OdpowiedzUsuń~ A.