wtorek, 5 maja 2015

14. Just tryin' not to cry

*↓ten jeden raz Was proszę, abyście przeczytali notkę↓*

Bierze powietrze do płuc, po czym mówi:
— Nie jesteśmy parą. Ja nie jestem jej chłopakiem, a ona moją dziewczyną. Udawaliśmy przed tobą. — Marszczę brwi. To mi się coraz mniej podoba… — Może dlatego, że nie uwierzyłabyś w to, jak jest naprawdę. Otóż, faktycznie poznaliśmy się w Bangkoku. Ale nie tak do końca… Taksówka, którą jechałem, miała wypadek i Carter uratowała mi życie, bo chwilę po tym, jak mnie z niej wyciągnęła, cały samochód wybuchnął. Obudziłem się w szpitalu, ale… Nicole, ja byłem człowiekem bez tożsamości. Nie pamiętałem niczego. Mam amnezję.
— Ale… nic nie pamiętasz? — pytam. — Nic a nic?
— Wtedy nic. Gdyby nie paszport, nie wiedziałbym nawet, jak się nazywam. Aktualnie nad tym pracuję, ale to wciąż są tylko jakieś przebłyski. Jeden z nich nastąpił, kiedy grałem na zabawce Nancy. Wtedy gdy wróciłem późno do domu, my się wcale z Carter nie pokłóciliśmy. Po prostu przypomniałem sobie ten wypadek. Nicole, w tym samochodzie, oprócz taksówkarza, zginęła też pewna dziewczyna. Nie wiem, kim ona była dla mnie, ale na pewno kimś ważnym. Dlatego tak cholernie zależy mi na tym, żeby sobie wszystko przypomnieć. Bo jej rodzina prawdopodobnie jej szuka i ktoś powinien ją o tym powiadomić.
— O kurde. Wow — mówię. — Przecież to historia rodem z jakiejś książki, a nie życia. I w ogóle… podziwiam Carter, że się tak, wiesz… tobą zajęła…
— Ja też ją podziwiam i jestem jej cholernie za to wdzięczny…
— Ale? — dopytuję.
— Zakochałem się w niej — wyznaje, a ja powstrzymuję się przed parsknięciem śmiechem.
— W Carter? Naprawdę? — zaśmiewam się.
— Co w tym złego? — Unosi brew.
— Nic, nic. Jak to się w ogóle stało?
— Sam nie wiem… — Pociera dłonią kark. — To nie było coś, co spadło nagle, żadnej szekspirowskiej opowiastki się nie spodziewaj. Mieszkaliśmy razem, jedliśmy, sprzątaliśmy, oglądaliśmy telewizję, śmialiśmy się… aż w końcu się od jej obecności uzależniłem. Zaczynało mi jej brakować, nawet gdy wychodziła dosłownie na 15 minut. Nie lubiłem, gdy pracowała, bo wtedy nie była blisko mnie… etcetera. Aż nadszedł moment, że to uzależnienie przerodziło się w coś więcej. Sam nie wiem, kiedy do tego doszło. Patrzyłem na nią i zacząłem jej pragnąć. Jak mężczyzna może pragnąć kobiety… aż pozwoliła mi się pocałować i przez moment było naprawdę zajebiście: czułe słówka, jej dotyk, smak jej warg… No i zachciało mi się imprezy. Wyszliśmy do klubu. Carter poszła do toalety, a ja już byłem nieźle wstawiony. Jakaś laska się uczepiła, podrywała mnie, podniecała, aż w końcu zabrała mnie do mieszkania. Resztę możesz sobie dopowiedzieć sama.
— Okay… — przeciągam. — A co potem?
— Potem, potem — powtarza z sarkazmem. — Carter się mocno wkurzyła. Niby parą nie byliśmy, ale…
— Stop. — Podnoszę dłoń do góry w geście protestu. — Nie byliście parą, co nie oznacza, że Carter nie traktowała cię jak kogoś, z kim chciałaby być. Skoro ją całowałeś, dotykałeś i uprawialiście już to całe zakochańcze kizi-mizi, to dla niej z pewnością oznaczało, że należycie do siebie nawzajem. Dla nas, kobiet, pocałunek to coś więcej niż zwykłe złączenie ust. To taka jakby obietnica: „Ja jestem twoja, a ty mój”. Równie dobrze ja mogłabym cię teraz pocałować — mówię. — Lecz choćbym nie wiem, jak się starała, nie poczujesz tego co z Carter, prawda?
— No nie — przeczy, potrząsając swoją bujną czupryną.
— Otóż to. A to przez tę podświadomą chęć należenia do niej. I tylko do niej.
— Czyli słowem: dałem dupy. I to dosłownie — kwituje.
Opadam plecami na oparcie kanapy.
— Nie ma rzeczy, której nie dałoby się naprawić; są tylko niedouczeni mechanicy — mówię, coraz bardziej wczuwając się w rolę doradzicielki. — Musisz tylko chcieć.
— Bardzo chcę. Wciąż się staram, a ona tego nie widzi. Kocham ją i… do diabła… jestem zazdrosny, jak widzę ją z Krisem.
— To zrób z tym coś. Kombinuj.
— Myślisz, że nie próbuję?
Wzdychamy oboje.
— A gdybym do was przyszła? — proponuję nagle. — Mogłabym udawać, że nic nie wiem, a wy byście mogli udawać, że jesteście razem.
— Ale po co? — dziwi się.
Zwilżam spierzchnięte wargi koniuszkiem języka.
— A nie chciałbyś tak bezkarnie ją trochę podotykać? — Daję Harremu kuksańca w bok.
Śmieje się w odpowiedzi.
* * *

Harry
— Tylko mi tego nie schrzań, co ci mówiłam — upomina mnie Nicole. — Masz być naturalny.
— Jasne, jasne — odpowiadam.
Nagle do domu wchodzi Carter i dziwi się, widząc swoją siostrę.
— Cześć, kochanie — witam ją z promiennym uśmiechem.
— Czeeść… — odpowiada z wahaniem. — O co chodzi?
— A co? Nie mogłam was odwiedzić? — pyta Nicole.
— Nie, no, mogłaś — mówi, rozbierając się.
~*~
Zjedliśmy dwa pudełka ciastek, wypiliśmy po dwie filiżanki kawy i przegadaliśmy chyba wszystkie możliwe tematy. Naprawdę starałem się zachowywać naturalnie i bardzo dyskretnie okazywałem Carter czułość: poprzez zakładanie kosmyków jej włosów za ucho, "przypadkowe" dotykanie jej dłoni, nieśmiałe obejmowanie jej. Około 21:00 Nicole wychodzi, a Carter opada z westchnieniem na kanapę. Siadam obok niej i pytam:
— Jak było z Krisem?
— Okay — odpowiada.
— Carter… — zaczynam po chwili, biorąc głęboki wdech, ale przerywa mi:
— O, o, o, stop. Ten ton mi się niepodoba. — Odsuwa się ode mnie na kanapie.
W uszach dzwonią mi słowa Nicole: „Postaw wszystko na jedną kartę. Zaryzykuj. Bądź odważny”.
Przysuwam się do niej na kanapie.
— Było idealnie — stwierdzam. — Wiem, że spieprzyłem, ale ty nawet nie dałaś mi szansy tego naprawić. Tamto z tą laską… nic nie znaczyło. Wiedziałaś i wiesz, że… Wiesz, że jesteś najważniejsza.
Nie mam odwagi spojrzeć jej w oczy. Nie radzę sobie ze swoimi uczuciami. Ona siedzi tak blisko, a ja nie mam prawa jej dotknąć. Ona tego nie chce. To boli.
Dotyka dłonią mojego ramienia. Patrzę na nią, a w jej oczach nie widzę ani odrobiny tego, co chciałbym zobaczyć. To boli jeszcze bardziej.
Nagle wstaje.
— Idę pod prysznic.
Jej słowa do mnie nie docierają. Nie słyszę nawet trzasku drzwi. Podpieram łokcie o rozchylone kolana i chowam twarz w dłoniach.
„Rozbecz się, cioto. Rozbecz się. No dalej. Pokaż, jaki jesteś słaby”.
Wciągam powietrze do płuc. Wargi mi drżą.
Nie wiem, jak długo to wszystko trwa.
Zaciskam szczękę, gdy nagle czuję jej chłodne dłonie, chwytające moje przedramiona. Patrzy na mnie i uśmiecha się. Jej szczupłe, seksowne ciało skąpo okrywa płachta ręcznika.
„Tak ci odwala, Styles, że masz schizy?”.
Siada mi na kolanach, zarzucając ręce na szyję. Jej spojrzenie wlepione jest w moje oczy. Patrzy na mnie inaczej, dziwnie. Podoba mi się ten wzrok, jednakże się na nim nie skupiam. Obserwuję jej wargi układające się w jeden z tych sposobów, że dostajesz białej gorączki, a po twojej głowie krążą miliardy rozgorączkowanych, nieskładnych i nie do końca czystych myśli. Otwierają się powoli.
— To była prawda, co mówiłeś? — pyta, a ja nie mogę się skupić, widząc kropelki wody spływające do jej dekoltu. — Harry — dodaje z naciskiem, widząc, że nie słucham.
Niepewnie przenoszę wzrok na jej twarz.
— Nigdy cię nie okłamałem — odpowiadam. — I nie zamierzam, dlatego, Carter, jeżeli mnie nie chcesz, to po prostu wyjdź, bo zrobię coś głupiego.
Położyła dłoń na moim torsie.
— Będzie bolało? — zapytała.
Czuję wrzenie. Ja się po prostu wewnątrz gotuję.
— P… proszę? — wyjąkałem.
— Pytałam, czy zamierzasz zrobić mi krzywdę — odpowiedziała.
— Carter… nie… krzywdę nie… Tak cholernie za tobą szaleję, że to aż boli…
„Nie zrobię niczego. Nie”.
Czuję niekontrolowany napływ gorąca, gdy jej wargi napierają na moje. Zastygamy tak, nie oddychając. Nawet się nie ruszamy, dopóki nie odrywa się ode mnie, by zaczerpnąć powietrza.
— Harry, chcę — szepcze i to mi wystarcza.
__________________________________________________
A teraz
każdy, kto czyta „Amnezję” tutaj, komentuje
Rozumiem, że są matury, dlatego nie wymagam niczego wielkiego. Wystarczy jedno słowo, cokolwiek. Po prostu nie widzę sensu publikowania na blogspocie dla pojedynczych osób. Mam pomysł na nowego fanfica, ale prawdopodobnie wstawię go tylko na wattpada, gdyż:
a) założenie bloga wymaga 300% więcej pracy niż opublikowanie na wattpadzie,
b) poprzedni rozdział zdobył 2 komentarze, co przy 11 gwiazdkach na wattpadzie prezentuje się nieco słabo. ;/
Tak że chcę wiedzieć, czy jest sens publikować coś nowego tutaj, bo „Amnezja” się zaraz kończy. ♥
Miłego wieczoru. x
PS. Przepraszam za błędy, fizyka i historia wzywają.

8 komentarzy:

  1. Fantastyczne :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham ♡ kocham ♡ kocham ♡
    Dlaczego to musi być takie fantastyczne??? :D♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu kocham to ;) masz wielki talent ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham to opowiadanie :)
    Świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem, czytam i się zachwyca cały czas. Wszystkie rozdziały skomentuje po mazurach. Obiecuję . ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słownik haha... mazurach mnie rozwaliło ;)

      Usuń
    2. Życzyłabym Ci (i Ty chyba sobie też), żebyś była teraz na Mazurach, haha :D ♡

      Usuń
  6. Świetny :) Z resztą jak wszystkie ;)

    OdpowiedzUsuń