środa, 22 kwietnia 2015

10. Mr. Bean

Harry
— Jestem dla ciebie niezałatwioną sprawą? — pyta, a wtedy unoszę się na łokciu, by spojrzeć jej w oczy. Widzę w nich niepewność. Czy ona pomyślała, że chcę ją… się z nią przespać?
Głaszczę wierzchem dłoni jej policzek.
— Jesteś ważna — mówię. — Ty. Cała. Z tym, co masz tu — wskazuję palcem jej czoło — tu — pokazuję na jej lewą pierś — i tu. — Pochylam się, łącząc nasze wargi w pocałunku, który szybko zostaje odwzajemniony. Napieram na nią mocno i zdecydowanie, a ona nie pozostaje mi dłużna. Jej dłoń powoli wędruje po mojej szyi, docierając do karku. Wplata palce w moje włosy i ciągnie. Przerywam na chwilę pocałunek, wzdychając, a następnie przenoszę się na jej szyję. Czuję jej delikatny zapach, przez co kręci mi się w głowie coraz bardziej. Poznaję każdy skrawek jej skóry, odnajdując coraz to wrażliwsze punkty. Jej ciche westchnięcia tylko mnie zachęcają. Przygryzam jej skórę, na co odpowiada zmysłowym jęknięciem. Teraz już tylko niebiosa mogą mnie uratować. Czuję jej dłoń na brzuchu. Podwija materiał mojego T-shirta i dotyka odważnie mojej skóry. Zatrzymuję na chwilę pieszczotę. Nie, to za dużo. Zaraz się nie powstrzymam.
Odrywam się od niej, opadając na łóżko obok. Mój oddech jest ciężki, niespokojny. Serce mi wali jak młotem, a krocze pulsuje z pożądania.
— To była… próba? — orientuję się nagle.
— Tak jakby — odpowiada. Podnoszę się i patrzę jej w oczy.
— Cwaniara.
— Przyzwyczajaj się.
— Z przyjemnością — mówię, kładąc dłoń na jej policzku, jakbym się bał, że mi ucieknie, i całując ją.
— Wyjdźmy gdzieś — proponuję, oderwawszy się od niej.
— W sensie gdzie?
— Na miasto, kotku. Na miasto. — Trącam swoim nosem jej.
— Chcesz mnie upić? — pyta, ściągając brwi.
„Aktualnie chcę zedrzeć z ciebie te ciuchy i kochać się z tobą do upadłego, ale się powstrzymuję. Nie masz pojęcia o tym, co się dzieje w mojej głowie, Carter”.
— Chcę z tobą potańczyć. Kulturalnie. Bez wielkiego upijania się.
— No nie wiem… — waha się.
— Ja nie pytam. Wychodzimy, ale już. Jest piątek. Lepszej okazji nie znajdziemy.
— Powalony jesteś.
— Też cię kocham.
Posłałem jej buziaczka, na co ona ostentacyjnie wstała i zaczęła się kierować w stronę drzwi, kręcąc teatralnie biodrami. Uśmiechnąłem się, łapiąc się na myśli, że ma niezły tyłek.
— Potrzebuję pół godziny — oznajmia, po czym wychodzi.
Wychodzi z łazienki. Ma na sobie spódniczkę w czerwone róże i czarną ramoneskę, do tego tego samego koloru bluzkę. Jej poskręcane włosy plącza się naturalnie. Jej makijaż jest mocny, ale nie agresywny. Na ustach ma czerwoną szminkę. Chcę ją pocałować.
— Ty… — jąkam się.
— Ja co?
— Wyglądasz tak… — „tak, że zaraz nad sobą nie zapanuję” — tak seksownie…
Wygładza materiał spódnicy, prostując się.
— Dziękuję — mówi.
— Idziemy?
— Mhm.
Carter
Jest około drugiej w nocy i nadchodzi ten moment, że po wyczerpujących ‘harcach’ na parkiecie siadamy z Harrym wyczerpani przy barze. Oboje jesteśmy nieco podpici, ale myślimy w miarę trzeźwo.
— Umówiłam się jutro — oznajmiam, przechylając kolejny kieliszek i pozwalając, by nieprzyjemnie drażniąca ciecz spłynęła do mojego gardła.
— Z kim? — pyta.
— Z Krisem – szefem.
— Dlaczego?
Wzruszyłam ramionami.
— Nie chcę…
— Zamknij się, Styles — śmieję się. — Cokolwiek miałeś zamair powiedzieć, nie mów tego. Idę do toalety.
Zeskakuję ze stołka, po czym nieco chwiejnym krokiem udaję się do łazienki. Załatwiam swoje potrzeby, po czym opieram dłonie o brzeg umywalki, patrząc w lustro. Rozczesuję nieco włosy i wychodzę. Przeciskam się przez tłumy spoconych ludzi, a gdy w końcu udaje mi się wydostać, pierwsze, co widzę, to w trzy dupy pijany Styles, gapiący się w dekolt jakiejś podrywającej go blond cizi. W głowie mi się miesza, przed oczami widzę mroczki, głośna muzyka dudni w uszach, sprawiając ból – skutki upojenia alkoholowego i… złości?
Wychodzę pospiesznie z klubu. Od razu uderza we mnie świeże, wręcz mroźne powietrze. Podchodzę do krawężnika i siadam na nim, pochylając się lekko. Mam ochotę zrobić coś głupiego. Coś bardzo głupiego. Coś tak głupiego, że Jaś Fasola biłby brawo. Wyciągam telefon z torebki i wchodzę w kontakty. Zjeżdżam prawie na sam dół. Patrick. Dotykam pozycji na liście i wybieram zieloną słuchawkę. Minął rok i nawet nie wiem, czy nie zmienił numeru. Jest sygnał. Jeden, drugi…
— Halo? — słyszę jego głos po drugiej stronie. Czuję przewagę. Ja zmieniłam numer i zastrzegłam go. Gdy się rozłączę, nie będzie mógł się znów do mnie odezwać.
— Cześć — mówię.
— Carter, to ty? — pyta, a jego głos zdaje się drżeć.
— No — mówię, po czym dostaję czkawki.
— Jesteś pijana?
— No.
— Carter… — mamrocze. — Ja cię szukałem. Dalej szukam.
Zaśmiewam się złośliwie.
— Na próżno się wysilasz — oznajmiam. — Jestem daleko od ciebie i twojej idealnej rodzinki. Pozdrowienia dla żony.
— Rozwiodłem się. Carter, wiem, że ty… Wiem, co się stało.
— Ja też wiem. Chcesz być kolejnym, który mi powtarza, że jestem beznadziejna? — pytam z wyrzutami. Zbiera we mnie złość. — Że jestem do bani w byciu człowiekiem, a co dopiero kobietą?
— Chcę ci powiedzieć, że dalej cię kocham i nie przestanę cię szukać.
— Pieprz się. Mam kogoś — kłamię jak z nut, po czym rozłączam się. Nagle czuję czyjąś dłoń na ramieniu. Spoglądam na tę osobę. Mężczyzna. Może trochę starszy ode mnie. Siada obok i pyta:
— Wszystko okay?
— Hahaha. Ma być szczerze czy gówno cię to obchodzi i jesteś kolejnym, który chce mnie zaliczyć?
— Szczerze. Wal.
— Utknęłam w jakimś pieprzonym czworokącie. W jednym kącie mój były, od którego uciekłam na drugi koniec świata; w drugim mój szef, który czuje miętkę; a w trzecim jakiś chłopak nie wiadomo skąd, który kilka godzin temu pierdolił, że się dla niego liczę, a teraz siedzi przy barze z jakąś blondyną, którą przeleci za chwilę w kiblu. Chyba że się bardziej szanuje. Wtedy pójdzie z nią do mieszkania.
— Uu, to grubo — jęknął chłopak, wyciągając w moją stronę dłoń, którą uścisnęłam. — Liam.
— Carter. A ty masz jakiś problem? Dawaj, poużalamy się nad sobą.
Śmieje się.
— Moje życie jest nudne — mówi. — Trzy miesiące temu zerwałem z dziewczyną i od tego czasu jestem sam.
— Puszczała się?
— Nie miała dla mnie czasu.
— Powinnam powiedzieć, że mi przykro? Może by mi było, ale jestem pijana i nie jarzę.
— Mnie już przestało być przykro, więc się nie martw. — Uśmiecha się krzepiąco.
— Muszę iść do domu… — jęczę.
— Odprowadzić cię?
— Nie. Nie trzeba.
Wstaję, lecz nagle chwieję się. Chwyta mnie, chroniąc przed upadkiem.
— Chyba jednak trzeba.
Prowadzi mnie aż do samych drzwi mieszkania. Otwieram je, po czym wchodzę do środka.
— Dziękuję — mówię, ziewając.
— Nie ma za co.
— Jak coś, to wpadnij kiedyś. Wiesz, jak trafić.
— Dzięki. To do zobaczenia.
— Do zobaczenia.
Zamknęłam szczelnie drzwi, po czym udałam się do sypialni i tak po prostu padłam bez życia na łóżko.
__________________________________________________
Z boku widzicie Patricka. ☺
Harry lubi… przyjemności. Myślicie, że się powstrzyma? ;)
Czy tylko ja się tak stresuję jutrzejszym angielskim? Jezu, aż mi się żołądek ściska. 'o' Do wczorajszych i dzisiejszych podeszłam na umiarkowanym luzie, ale jutro... Na złość angliście zamierzam napisać podstawę na maxa. Rozumiecie to? Ten człowiek się cieszy, jak tracę punkty, a jego hobby to czepianie się, że moje 'a' wygląda jak 'e'. :@
Co do fizyki to uwaga. Telewizor zużywa najwięcej energii, nie czajnik. No i amen. Koniec wojny. Ja i dwaj finaliści Wojewódzkiego Konkursu Fizycznego potwierdzamy. ☺
Takie moje dygresje. :D
Następny rozdział w weekend. Pozdrawiam. xoxo

3 komentarze:

  1. Dobra, napiszę tutaj to, o czy zapomniałam na Wattpadzie :D
    Mam OGROMNĄ nadzieję, że Harry się opamięta, nie przeleci tlenionej blondyny i szybko wróci do Carter! ♥
    Nie mam pojęcia, jak długo Harry będzie się powstrzymywał przy Carter :D Haha :D Ale myślę, że wkrótce dopnie swego :D

    I jeszcze raz powodzenia!!! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo kocham styl twojego pisania nie da sie oderwac oczu od tego co napiszesz ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział *__*

    OdpowiedzUsuń