Carter
Wkładam mleko do wózka z zakupami, gdy nagle słyszę dźwięk odbieranego połączenia. Wyciągam urządzenie z kieszeni i odbieram.Szef?
— Cześć, Kris — witam się.
— Cześć, Carter. Jest sprawa.
— Słucham.
— Chodzi o te projekty nowego centrum handlowego. Masz je?
— Mam, ale chciałam je zawieźć, jak skończę wszystkie, łącznie z tym projektem domu dla sędziego, a tego jeszcze nie skończyłam.
— To nic. Po prostu inwestorowi tego centrum się spieszy, bo coś tam, i koniecznie chce mieć te projekty na jutro rano.
— Jesteś jeszcze w biurze? — pytam. — Mogę ci je dowieźć, skoro sprawa jest pilna.
— Nie, jestem już w domu.
— A ufasz mi na tyle, żeby podać swój adres? — zaśmiewam się.
Wtóruje mi.
— Jasne.
Kończę szybko zakupy i zawożę je do mieszkania. Jest 20:00. Harry wyszedł do pracy przed 11:00, a jeszcze go nie ma. Chyba trzeba będzie pogadać z tą całą Carrie, bo to już przesada.
Zabieram projekty ze sobą i zbiegam po schodach na dół, a następnie schodzę do podziemnego garażu.
Na miejsce dojeżdżam kilka minut później. Dzwonię domofonem do furtki, a po chwili słyszę charakterystyczne brzęczenie. Naciskam klamkę i drogą z kamyczków kieruję się w stronę drzwi, które otwierają się i ukazuje się w nich sylwetka Krisa. Ma na sobie czarny T-shirt i czarne, dżinsowe rurki, do tego na jego nosie nie spoczywają okulary, co stanowi miłą odmianę od garnituru, w którym widywałam go na co dzień.
— Cześć — mówię.
— Cześć, wejdź.
Nie jestem pewna, czy chcę wejść do środka, ale ulegam.
Prowadzi mnie do salonu, gdzie podaję mu zwinięte w rulon arkusze.
— Przepraszam, że tak późno, ale to jakaś pilna sprawa ponoć — wyjaśnia, ledwo zauważalnie przewracając oczami.
— Rozumiem — mówię.
— Napijesz się czegoś?
— Dziękuję, muszę wracać. — Uśmiecham się.
— Rozumiem.
Prowadzi mnie z powrotem w stronę drzwi.
— To cześć — rzucam, czując, że rodzi się między nami jakieś niezdrowe napięcie.
— Carter, poczekaj.
— Hm?
— Może dałabyś się zaprosić… na kawę? Jutro?
Przygryzam wargę zdenerwowana. Czuję, że nie chodzi tu tylko o zwykłą kawę. Kris jest co prawda miły, ale jest też moim szefem, dlatego nie chciałam wchodzić z nim w jakiekolwiek koligacje, żeby nie mieć potem problemów.
— Kris… — mamroczę.
— Zastanów się, zanim odmówisz — śmieje się nerwowo.
— Słyszałam, że związki między pracownikami naszej firmy są zabronione.
— To tylko zwykła kawa. — Uśmiecha się. — Nie zamierzam ci się oświadczyć.
— Ale…
— Okay, nie było tematu — ucina, a wtedy robi mi się głupio.
— Dobrze. Zgadzam się — mówię. — Masz rację. To tylko kawa.
— Przyjadę po ciebie jutro o 15:00. — Uśmiecha się.
— Okay. To do zobaczenia.
— Do zobaczenia.
Powolnym krokiem wchodzę na górę, do mieszkania. Ściągam kurtkę i buty, gdy nagle moich uszu dobiega ściszony dźwięk muzyki płynącej z pokoju Harrego. Podchodzę do drzwi i nasłuchuję. Sam Smith? Pukam cicho.
— Proszę.
Wchodzę do środka. Szatyn siedzi przy biurku i patrzy nieprzytomnym wzrokiem na ekran laptopa, z którego płynie cicha muzyka.
— Już jesteś? — pytam.
— Od godziny — mamrocze, nie odrywając wzroku od urządzenia. — Słyszałem, jak byłaś w domu.
— Dlaczego mnie nie zawołałeś?
— Z toalety miałem się drzeć?
— No tak. Co robisz?
— Nie wiem… — jęczy. — Lekarka radziła, żebym posłuchał jakichś piosenek czy czegoś.
— I co?
— Ta mi coś przypomina, ale nie wiem co. — Wskazuje palcem na ekran. Spoglądam. „Stay with me”.
— Wiesz co? Chodź. — Wstaje z miejsca i wyciąga w moją stronę prawą dłoń.
— Żartujesz? — pytam.
Przeczy skinieniem głowy. Wzdycham cicho, po czym podaję mu swoją. Przyciąga mnie do siebie, kładąc rękę na moich plecach. Moja dłoń spoczywa w tym czasie na jego ramieniu. Kołyszemy się tak przez chwilę, po czym opieram podbródek na jego barku. Poruszamy się powoli, gdy nagle odsuwa się ode mnie, by mną zakręcić. Posyłam mu uśmiech, dając się prowadzić. Obracam się, po czym przyciąga mnie do siebie gwałtownie. Zaciskam palce na jego barku, obejmując go. Patrzę mu w oczy. Widzę w nich radosne, ale i pożądliwe iskierki.
— Proszę.
Wchodzę do środka. Szatyn siedzi przy biurku i patrzy nieprzytomnym wzrokiem na ekran laptopa, z którego płynie cicha muzyka.
— Już jesteś? — pytam.
— Od godziny — mamrocze, nie odrywając wzroku od urządzenia. — Słyszałem, jak byłaś w domu.
— Dlaczego mnie nie zawołałeś?
— Z toalety miałem się drzeć?
— No tak. Co robisz?
— Nie wiem… — jęczy. — Lekarka radziła, żebym posłuchał jakichś piosenek czy czegoś.
— I co?
— Ta mi coś przypomina, ale nie wiem co. — Wskazuje palcem na ekran. Spoglądam. „Stay with me”.
— Wiesz co? Chodź. — Wstaje z miejsca i wyciąga w moją stronę prawą dłoń.
— Żartujesz? — pytam.
Przeczy skinieniem głowy. Wzdycham cicho, po czym podaję mu swoją. Przyciąga mnie do siebie, kładąc rękę na moich plecach. Moja dłoń spoczywa w tym czasie na jego ramieniu. Kołyszemy się tak przez chwilę, po czym opieram podbródek na jego barku. Poruszamy się powoli, gdy nagle odsuwa się ode mnie, by mną zakręcić. Posyłam mu uśmiech, dając się prowadzić. Obracam się, po czym przyciąga mnie do siebie gwałtownie. Zaciskam palce na jego barku, obejmując go. Patrzę mu w oczy. Widzę w nich radosne, ale i pożądliwe iskierki.
— Coś sobie przypomniałeś? — pytam.
— Nie wiem. Muszę sprawdzić — szepcze. Jego palce spoczywają na moim karku, a kciuk błądzi po wargach. Przymykam oczy. Wszystko trwa ułamki sekund. Jego wargi czule gładzące moje, ciepłe muskanie, jego kciuk schowany w zagłębieniu mojego ucha, mój niespokojny oddech.Po chwili odrywa się ode mnie i szepcze:
— Jesteś zupełnie inna od niej.
Opieram swoje czoło o jego.
— Co masz na myśli?
— Sam nie wiem. Może wygląd. Albo i wszystko inne też.
— Jak miała na imię?
— Nie wiem… do tego jeszcze nie doszedłem. Chyba coś na S albo blisko tego. Na pewno nie zwracałem się do niej po imieniu, tylko jakimś zdrobnieniem.
Uśmiecham się. Przed chwilą się całowaliśmy, dociera do mnie nagle. No i co?
No właśnie. No i co?
— Carter, my…
— Nic nie mów. — Kładę mu dwa palce na wargach. — Proszę. Najpierw załatw swoje sprawy, a potem…
— No właśnie próbuję. — Łapie mnie mocno za uda poniżej pośladków i przenosi, rzucając na łóżko.
— Co ty robisz? — pytam spanikowana.
Kładzie się obok mnie na plecach i przez chwilę oboje milczymy, obserwując sufit.
— Jestem dla ciebie niezałatwioną sprawą? — wyrywa mi się.
__________________________________________________
Witamy nowego bohatera – Krisa. :D O ile mnie pamięć nie myli, jakoś przedwczoraj „Kac Vegas” leciało w TV. Nie wiem, nie oglądałam. ☺ Jestem za to fanką „Skarbu narodów”, stąd taki, a nie inny dobór bohatera. ;)
Wiem, że wysyłam Wam dziwne sygnały, ale jak coś, Harrego nie trzeba się bać. ;>
Dziękuję za wszystkie komentarze i liczę, że będą też jakieś pod tym postem.
Następny rozdział… najdalej za tydzień, może w środku tygodnia. Zależy, ile będę miała siły po tych całych egzaminach. ;) Btw, powodzenia wszystkim, którzy je piszą. ♥
PS. Ale ten czas zleciał. Już jesteśmy mniej więcej w połowie „Amnezji”. :o
PS.2 Za ewentualne błędy przepraszam.
Nie mogę uwierzyć, że to już połowa ^_^
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział ;*♡
Jejku powodzenia zycze ;) zas mnie pozytywnie zaskoczyłas nie tylko trescia ale i tym ze w natłoku nauki i obowiazkow tak szybko dodajesz rodziały kocham to opowiadanie ;**
OdpowiedzUsuńCudo :)
OdpowiedzUsuńCudowne. <3
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanko *o*
Mam nadzieję, że jakoś m się ułoży c:
Niby późno, ale jednak c; powodzenia z egzaminami! Jq powinnam pisać, ale reka w gipsie ;o
Kocham <3
~A.