Żeby pisać opisy mieszkań, trzeba mieć trochę wyobraźni przestrzennej, a mi ona trochę zaszwankowała. Tak, dla mnie to też jest dziwne, że jedna osoba mieszka(ła) w tak dużym mieszkaniu. ✌
Ciągnę walizę do przedpokoju i rozglądam się zaskoczony. Wszystko wokół przypomina raczej apartament, aniżeli mieszkanie. Przestrzeni jest naprawdę dużo. Naprzeciw wejścia kuchnia, po prawej stronie jadalnia, po lewej salon. Po prawej stronie od kuchni zapewne drzwi do łazienki. Po spojrzeniu wgłąb salonu widać dwoje drzwi prowadzących zapewne do pokoi. Wszystko urządzone gustownie, a przy tym nowocześnie. Dominują czerń i biel.
— To mieszkanie zajmuje całe piętro? — pytam.
— Um… Tak… — odpowiada dziewczyna.
— I chce ci się tu sprzątać? — zaśmiewam się.
— Przynajmniej spalam kalorie — wtóruje mi szatynka. — To ważne, jeśli ma się siedzącą pracę. I to do tego w domu.
— Mhm…
— Chodź. — Chwyta moje przedramię i prowadzi przez salon do drzwi. Wchodzimy do środka. Rozglądam się. Duży pokój. Jedna ze ścian została zastąpiona szybą, przez co miałem idealny widok na miasto. Po lewej stronie, prawie naprzeciwko drzwi łóżko, po prawej szerg rozsuwanych szaf. Do tego komoda, biurko i kilka drobiazgów.
— Ładnie tu — stwierdzam. — Sama projektowałaś?
— Nie… — śmieje się. — Dekorator się tym zajął.
Kiwam głową.
— Rozgość się — mówi dziewczyna.
— Dzięki.
— To mieszkanie zajmuje całe piętro? — pytam.
— Um… Tak… — odpowiada dziewczyna.
— I chce ci się tu sprzątać? — zaśmiewam się.
— Przynajmniej spalam kalorie — wtóruje mi szatynka. — To ważne, jeśli ma się siedzącą pracę. I to do tego w domu.
— Mhm…
— Chodź. — Chwyta moje przedramię i prowadzi przez salon do drzwi. Wchodzimy do środka. Rozglądam się. Duży pokój. Jedna ze ścian została zastąpiona szybą, przez co miałem idealny widok na miasto. Po lewej stronie, prawie naprzeciwko drzwi łóżko, po prawej szerg rozsuwanych szaf. Do tego komoda, biurko i kilka drobiazgów.
— Ładnie tu — stwierdzam. — Sama projektowałaś?
— Nie… — śmieje się. — Dekorator się tym zajął.
Kiwam głową.
— Rozgość się — mówi dziewczyna.
— Dzięki.
~kilka tygodni później~
Siedzę przy kuchennej wyspie, popijając kawę i po raz kolejny przeglądając oferty pracy.Pieniędzy we własnej walizce znalazłem… trochę. Musiałem być naprawdę zamożnym człowiekiem. Przynajmniej tak mi się wydaje. Bokserki od Kleina, perfumy od Douglasa, złoty Rolex. Boże, kim ja jestem, co?
— Znalazłeś coś? — pyta Carter, kładąc dłoń na moim barku i siadając obok.
— Oj, tak — potwierdzam z nutą ironii. — Stanowisko: striptizer w barze nocnym. Myślę, że bym się nadawał.
— Jak to zrobisz, to w domu się nie pokazuj — burczy dziewczyna z nutą rozbawienia.
— Wiem, wiem — odpowiadam. — A co ty na to? „Zatrudnię od zaraz osobę do pomocy na stacji benzynowej”.
— Brzmi dobrze.
— Podali adres. Pójdę tam. A jak tobie idzie praca? — zmieniam temat.
— W porządku — odpowiada dziewczyna. — To nowe przedszkole to w sumie ciekawe przedsięwzięcie. Inwestor ma tylko dziwne wymagania. Jakieś metalowe rurki, pokoje, kwiatuszki… — Gestykuluje wymownie rękoma. — Ech… A miało być tak prosto.
— Nie zawsze jest tak łatwo, jakby się mogło wydawać — odpowiadam.
— I ty coś o tym wiesz.
— Tak. Okay, idę, żeby mi ktoś roboty nie zgarnął sprzed nosa. — Wstałem z miejsca, chwytając gazetę i delikatnie całując dziewczynę w policzek.
— Jasne, tylko weź telef… — Spojrzałem na dziewczynę, a ta odwróciła się w moją stronę. Poruszyłem wymownie brwiami, a wtedy sprostowała: — Wróć. Kiedyś. A najlepiej przed wieczorem.
— Pewnie. Za pierwszą wypłatę kupię sobie komórkę — śmieję się, puszczając do dziewczyny oczko, po czym ściągam skórzaną kurtkę z wieszaka w przedpokoju i przewieszam ją sobie przez przedramię. — Pa — rzucam na pożegnanie i wychodzę.
Nie wiem, naprawdę nie wiem, skąd u mnie taka orientacja w tym ogromnym mieście. Mijam ludzi, szukając jakiejś znajomej twarzy, lecz żadna z nich nic mi nie mówi, a jednocześnie mam wrażenie, że kiedyś już szedłem tą ulicą.
Na miejsce docieram piętnaście minut później. Wchodzę do środka i pierwsze, co widzę, to duży karton, a następnie orientuję się, że schowana jest za nim jakaś postać. Chwytam go od niej, witając się:
— Dzień dobry. Ja… w sprawie pracy. Gdzie ten karton? — pytam, bo zaczyna mi ciążyć. W środku znajduje się kilkadziesiąt dość ciężkich puszek wypełnionych napojami energetycznymi.
— Tam. Postaw pod lodówką.
Odkładam przedmiot na wskazane przez kobietę miejsce i przyglądam się jej ukradkiem. Niska blondynka, dość krótkie, rozpuszczone, blond włosy, szczupła sylwetka, czarna bokserka, opinająca ciało, tatuaż na ramieniu, dość mocny, choć nie agresywny, makijaż, kształtne piersi, na oko jakieś 33 lata.
— Przyjemniaczek z ciebie, co? — pyta śmiało, mierząc mnie od góry do dołu i uśmiechając się. — Fajny jesteś. Masz tę robotę, ale zaczynasz od zaraz. To nowe miejsce. Pojutrze otwieramy i potrzebuję rąk, bo roboty mamy naprawdę sporo. Więc jak? Piszesz się czy wymiękasz?
— Jasne, piszę się — odpowiadam szybko.
— To super. Jutro dostaniesz wszystkie papiery, bo na czarno nie zatrudniam; nie chcę, żeby mi skarbówka na samym początku na łeb weszła.
— Okay.
— Swoją drogą. Jestem Caroline. Mów mi Carrie.
Ściskamy sobie dłonie.
— Harry.
— A teraz do magazynu, bo trochę tam tego jest — zaśmiewa się blondynka.
Kieruję się w stronę wskazanego pomieszczenia, gdy nagle czuję uderzenie na pośladkach.
— Szybciej! — ponagla mnie kobieta.
Uśmiecham się. Polubiłem ją.
~*~
Wchodzę do mieszkania, niemal się czołgając. Odwieszam kurtkę i wlokę się do salonu, skąd dochodzą odgłosy włączonego telewizora i meczu. Człapię do kanapy i opadam na nią bezwładnie, kładąc głowę na udach Carter.— Aż taki wycisk dostałeś? — śmieje się.
— A nawet gorszy — odpowiadam, tuląc policzek do jej spodni. Nic więcej nie potrzebuję. Przymykam oczy wyczerpany.
— Masz chociaż tę robotę? — pyta szatynka.
— No… — mruczę przeciągle.
— Biedaku. Zaraz Ci przyniosę obiad.
Chwyta moją głowę i próbuje wstać, ale powstrzymują ją, łapiąc jej uda tak mocno, jak mogę.
— Nie, zostań — błagam.
Opada na kanapę zrezygnowana. Jest mi tak dobrze i beztrosko jak nigdy. Czuję się jak małe dziecko na kolanach mamy i nie mogę wyzbyć się przekonania, że przeżyłem już taką sytuację.
Dziewczyna po chwili odgarnia włosy z mojego policzka i czoła, po czym bawi się nimi delikatnie. O tak. Tak wygląda raj.
— Co to za mecz? — pytam po chwili.
— Liga czeska, baraże.
— Aż tak ci się nudzi?
— No, trochę.
Leżę tak przez chwilę w ciszy.
— Harry, za tydzień z Los Angeles przyjedzie moja siostra — oznajmia nagle.
— Okay.
— Nie rozumiesz… Ona tu się zatrzyma.
— I co? — pytam od niechcenia.
— I to, że będziesz musiał udawać mojego chłopaka, bo w prawdę nie uwierzy — stwierdza dziewczyna. — Poza tym dostałabym ochrzan, że wpuszczam obcego do domu.
— Okay — powtarzam. Tak naprawdę jej słowa słabo do mnie docierają.
— Słuchasz mnie w ogóle?
— Tak, słucham. Jakoś to przeżyjemy — rzucam.
Carter
„Jakoś to przeżyjemy”, analizuję jego słowa. Co to ma znaczyć, co? „Och, bycie twoim chłopakiem musi być okropne, ale skoro mam tylko udawać, to jakoś to zniosę?” Idź do diabła, Styles.Jestem wściekła, choć tak naprawdę nie wiem dlaczego. Zatrzymuję palce na jego lokach, bijąc się z myślą, żeby mu je wyrwać; wtedy nie byłby już taki piękny.
— To znaczy… źle to ująłem — poprawia się. — Będzie okay — mruczy, kładąc się na wznak. — Nie przejmuj się. Najwyżej będziemy musieli się cmoknąć raz na jakiś czas. — Puszcza do mnie oko, a ja momentalnie się rumienię. Nie cierpię, kiedy wprawia mnie w zakłopotanie, bo wtedy robię się czerwona jak burak. On za to uwielbia, kiedy tak się dzieje, przez co coraz mniej pewnie czuję się w jego towarzystwie. Może dlatego, że za każdym razem mu się to udaje i gdy powinnam być na niego zła, rumienię się jak małolata.
Harry
Leżę tak u niej na kolanach, a ona bawi się moimi włosami, gty nagle pyta:— Zaczynasz coś sobie przypominać? — pyta znienacka
— A co? Już chcesz się mnie pozbyć? — śmieję się.
— Nie, po prostu jestem ciekawa.
— Jeśli chodzi o wspomnienia, to nadal ich nie mam, ale cały czas męczy mnie takie déjà vu. Czasem widzę jakieś miejsca, twarze i czuję się, jakbym już takie coś przeżył. A w głowie nadal pustka.
— W sumie nawet ci zazdroszczę. Wiesz… jesteś teraz taki czysty. Nie masz żadnych bolesnych wspomnień, przeszłość cię nie dręczy. Zaczynasz życie od nowa.
— Niby tak, ale… Hm… To nie takie proste. Nie lubię tego uczucia. Nie chcę być do końca życia nikim, a tak może się stać. Nie wiem o sobie nic, a przecież mogę być jakimś terrorystą, sadystą, antychrystem, pedofilem, gwałcicielem, arogantem… A potem, jak już sobie wszystko przypomnę, prawda może okazać się bolesna.
— Na tyle, na ile cię poznałam, mogę stwierdzić, że jakimś potworem nie jesteś. — Uśmiecha się dziewczyna.
— Dzięki — odpowiadam, odwzajemniając gest.
__________________________________________________
Korzystając z okazji, chciałabym życzyć wam spokojnych, wesołych świąt i żeby to wolne trwało jak najdłużej. ;) ♥Co jak co, ale perspektywa Carter wygrała moim zdaniem ten rozdział. :D
Dziękuję za wszystkie komentarze i ma nadzieję, że zostawicie je również pod tym rozdziałem. xx
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się następnego
Jeszcze raz - genialny!!! *.*
OdpowiedzUsuńSuper piszesz ;)
OdpowiedzUsuń