Amnesia [zakończony]
piątek, 16 października 2015
Breathe me
Jeżeli ktoś tu jeszcze zagląda lub trafił tu 1564 lat później i jest ciekawy, czy po "Amnezji" pisałam jeszcze jakieś inne fanfiction, to tak. c: Przed chwilą wstawiłam prolog. x
piątek, 22 maja 2015
19. Second chance
Ten rozdział jest bardzo krótki, ale nie było sensu go na siłę przedłużać. ✌
Taylor
Siedzę przy szpitalnym łóżku, gładząc miarowo jego dłoń. Tak każdego dnia już od dwóch tygodni. Aż dziwne, że mu jeszcze dziury nie wygłaskałam w tej ręce. Przenoszę wzrok na tę dziewczynę leżącą obok niego. Aktualnie śpi. Tylko śpi. Z Nim gorzej. Tak, do diaska. Jestem zazdrosna. Równie dobrze Ona mogłaby teraz wegetować, a On spać.Nie, stop. Wariujesz, Tay. Nie wolno ci nawet tak myśleć.
Spoglądam na jego spokojną twarz, na jego unoszącą się i opadającą klatkę piersiową i zaczynam do niego mówić:
— Harry, proszę cię. Jeżeli mnie słyszysz… wróć. Żyj. Odejdę, jeśli tego będziesz chciał, ale obudź się. Wolisz Chelsea? W porządku. Ja odejdę. Tylko się obudź. Jeżeli coś cię obchodzę, to dla mnie, a jeżeli nie, to… dla rodziców dla siostry albo nawet dla tej głupiej… dla Chelsea. — Podnoszę jego dłoń do ust, niezdarnie ocierając łzy spływające bezwiednie po moich policzkach. — Tęsknię za tobą.
Siedzę tak przez chwilę, gdy nagle wchodzi Kris – z tego, co się orientuję, chłopak Carter. Siada obok niej i prawie w tym samym momencie dziewczyna się budzi. Rozmawiają. Nie podsłuchuję, tylko spoglądam to na nich, to na Harrego i czuję ból tej pustki wypełniającej mnie od środka.
— Harry… — szepczę.
Harry
Czuję niekontrolowany, acz powolny ruch unoszących się powiek. W końcu oślepia mnie przeraźliwie białe światło, dlatego zamykam je ponownie, czując fizyczny ból. Jęczę cicho.— Harry? — słyszę nad sobą delikatny, choć nieco rozedrgany głos, który wydaje się być znajomy.
Z mojego gardła ponownie wydobywa się jęk bólu. Otwieram oczy, mrużąc je. Widzę szpitalną biel, która mnie oślepia. Ta sytuacja mi coś przypomina, ale nie mam siły, by się nad tym zastanowić.
Po chwili moje oczy przyzwyczajają się do bieli, a wtedy po raz kolejny słyszę:
— Harry?
Patrzę na blondynkę, po czym szepczę:
— Taylor…
Zaraz. A gdzie Carter? Gdzie wino? Gdzie jej ciepła dłoń, oplatająca moją? Gdzie… to wszystko?
— Co się stało? — pytam.
Dziewczyna ociera łzy i uspokaja się, po czym mówi:
— Miałeś wypadek. Szedłeś przepisowo… na pasach, ale jakiś idiota… w ciebie wjechał… Carter ci pomogła. — Wskazuje podbródkiem na łóżko obok. A tam… Carter. Carter i Kris. Co? — Chciała cię odepchnąć i w efekcie oberwaliście oboje. Zapadłeś w śpiączkę… tak się bałam… Harry…
Patrzę na szatynkę leżącą tuż obok, nie dowierzając.
— Witamy wśród żywych, Harry — uśmiecha się. Unoszę kąciki warg, po czym przenoszę wzrok na Taylor.
Czyli to wszystko mi się tylko śniło? Bangkok, Carter, Kris…
— Przepraszam, Tay, przepraszam — szepczę. — Byłem dupkiem, jestem dupkiem…
— Przestań, to nieważne. — Kładzie mi dwa palce na wargach.
— Ważne. Chcę się zmienić. Kocham cię.
Łzy toczą się po jej policzkach.
— Ja ciebie też, Harry — mówi. — Ja ciebie też.
Próbuję się unieść, próbuję podnieść rękę, chcę ją dotknąć, ale jestem zbyt słaby. Ściskam jedynie jej dłoń. Tylko tyle.
— Tay, czy ty… — pytam po chwili z wahaniem — jesteś w ciąży, prawda?
— Nie, skąd ten pomysł w ogóle? — uśmiecha się.
— Chyba coś mi się śniło… — odpowiadam. — Kocham cię.
— Już to mówiłeś — śmieje się.
— Od dzisiaj będę ci to powtarzał do znudzenia — oznajmiam.
— Skąd ta zmiana? — pyta.
— Zrozumiałem, jakim idiotą byłem — odpowiadam.
Ten sen wcale nie był cudem; raczej drugą szansą, jaką dostałem, drugim życiem. Uświadomił mi, jak wiele miałem do stracenia w tym popieprzonym życiu: Taylor…
Dostałem drugą szansę, urodziłem się na nowo. Nie wszyscy mają taką okazję. Ja jej nie zmarnuję.
__________________________________________________
Epilog z definicji jest czymś, co uzupełnia nam wiedzę o losach bohaterów po zakończeniu głównej fabuły.
Amnesia kończy się tak.
Ostatnim rozdziałem.
Epilog dopowiedzcie sobie sami.
Cały fanfic był dość prosty i… przewidywalny moim zdaniem.
Liczę, że chociaż tym Was zaskoczyłam.
Zostawcie coś po sobie.
Albo i nie.
Jak wolicie.
Nowe fanfiction będzie na 90% z Liamem, lecz tak na dobrą sprawę jeszcze go porządnie nie zaczęłam, a chcę mieć je skończone, zanim zacznę publikować, dlatego na pewno przed wakacjami z nim nie ruszę. Tak więc jeśli chcecie być w jakiś sposób poinformowani – zostawcie na dole jakiś kontakt.
Dziękuję za wszystko. Jak zawsze. ♥
P.
wtorek, 19 maja 2015
18. Amnesia
Siedzimy wszyscy w salonie mieszkania Gemmy: ja, Carter (której nie pozwoliłem nie iść ze mną), moja mama, Gemma, Robin, tata i Niall. Po wszystkich chwilach wzruszeń i przytulania nadszedł czas na szczerą rozmowę.
— Pamiętasz już wszystko? — dopytuje mama.
— Powiedzmy — pocieram dłonią kark — chociaż mam wrażenie, że nie do końca.
— Jak ci się żyło? — głos zabiera Gemma. — W ogóle jak to się stało, że jesteś tutaj, skoro nic nie pamiętałeś?
Chwytam dłoń Carter mocno.
— Ona mi pomogła. Uratowała mnie, wyciągając z tego samochodu. Potem… zaproponowała, że mógłbym zamieszkać z nią, dopóki nie… sobie wszystkiego nie przypomnę.
— Jesteście razem? — pyta Niall.
Czuję ból, gdy Carter ściska moją dłoń z całej siły.
— Tak — odpowiadam.
— Typowe — parska Niall.
— Masz z tym jakiś problem? — warczę prawie.
— Taylor — rzuca. — Jej ciało znajduje się tysiące kilometrów stąd, a ciebie to w ogóle nie obchodzi.
— Nie masz prawa mnie oceniać — syczę. — Nie wiesz, jak to jest. Poza tym myślałem o Tay. Bez przerwy myślę. I nie wiem jak, ale, do cholery, znajdę sposób, żeby sprowadzić jej ciało i pochować jak należy, okay? Nie wypowiadaj się na tematy, o których nie masz pojęcia.
— Właśnie, że mam. Większe pojęcie niż ty. Razem z nią w tym samochodzie zginęło twoje dziecko. Miała ci powiedzieć na tym urlopie, dlatego przyjechała. Była w ciąży, ale co ciebie to obchodzi? Miałeś ją gdzieś za życia, masz i po śmierci.
— Nie masz prawa tak mówić! — krzyczę, podrywając się. — Gówno wiesz!
Kieruję się w stronę wyjścia.
— Jasne, tak jest najlepiej! — warczy za mną. — Uciec! To takie typowe dla ciebie, Styles!
Wychodzę, trzaskając drzwiami, i odchodzę gniewnie, gdy nagle czuję czyjąś dłoń na ramieniu.
— Harry, poczekaj!
Carter.
— Co?! — warczę.
— Harry, nie…
— Co nie?! Byłem dupkiem, okay?! — wydzieram się na środku chodnika, nie zważając na przechodniów. — Nie zasłużyłem na wszystko, co dostałem! A najbardziej na Nią! Na ciebie też nie, więc może lepiej będzie, jak znikniesz z mojego życia jak ona! Miała moje dziecko! Moje dziecko!
Drobne ciało szatynki przylega ściśle do mojego, obejmując w pasie. Nie mam serca jej odepchnąć, mimo że nadal czuję potworną wściekłość. Chowam twarz w jej włosach. Łzy same zaczynają płynąć po moich policzkach. Trzęsę się, płaczę. Nie mogę się uspokoić. Za dużo myśli kotłuje się w mojej głowie. Nie panuję nad tym.
— Nie gryź się — mówi, całując ich opuszki.
— Łatwo powiedzieć — wzdycham.
— Moim zdaniem wszystko można naprawić — odpowiada. — Ewentualnie odbudować.
— Zapachniało architekturą — zaśmiewam się.
— Coś w tym złego? — pyta szatynka.
— Nie, skąd. — Leżymy przez chwilę w ciszy, po czym wzdycham. — Tak mi zależało, żeby sobie to wszystko przypomnieć, a teraz… chciałbym znowu zapomnieć. Leżeć tak jak teraz z tobą i nie pamiętać.
— Harry, ja… Ja też bym chciała. Bardzo.
— Carter, czy ty coś… przeżyłaś złego? — pytam. — Cały czas w głowie mi siedzi Nicole, gdy delikatnie zasugerowała mi, że masz jakieś przykre doświadczenia z facetami.
— W końcu i tak byś się dowiedział, więc… — Bierze powietrza w płuca. — Historia jakich wiele. Prawie zawsze… radziłyśmy sobie z siostrą same, tata zostawił nas zaraz po moim urodzeniu, mama była bardzo chorowita, zmarła wcześnie na nieleczone zapalenie płuc. Zawsze bardziej dbała o nas niż o siebie. Gdy miałam osiemnaście lat, postanowiłam sama zarobić na swoje studia. Ukończyłam kurs dla sekretarek, po czym zdobyłam… ba! wyszarpałam pracę w agencji reklamowej. Dość szybko udało mi się dojść wysoko. Zostałam bliską współpracownicą prezesa. Sama się dziwiłam, w jak krótkim czasie mi się to udało. No i zaczęło się: wspólne nadgodziny, lunche… w końcu wziął mnie ze sobą w delegację, a tam… Sam wiesz… Brzydziłam się siebie po tym. On miał żonę, dom… Lecz potem znowu dałam się zwieść: mówił, że mu się nie układa w małżeństwie, że nie sypiają ze sobą, że się rozwiodą… A ja głupia wierzyłam. I przez chwilę… naprawdę byłam z Patrickiem szczęśliwa. Kochałam go. On mnie też, przynajmniej tak twierdził. Aż zdarzyło się. Wpadliśmy. Zaszłam w ciążę. Nie chciałam być kochanką z brzuchem, dlatego postanowiłam odejść. Nie było mi z tym łatwo. W końcu zrozumiałam, że on nie zostawi żony. Pamiętam nasze ostatnie spotkanie… Zarzekał się, że się z nią rozwiedzie, że mnie kocha, że… — Czuję, jak bierze głęboki oddech. — Mówił, że cieszy się, że będziemy mieli dziecko. Ale ja się uparłam. Odeszłam. Potem czułam się bardzo nieszczęśliwa. Wpadłam w depresję ciążową, tak naprawdę nie chciałam tego dziecka… Nie jadłam, nie spałam. Nicole nie była w stanie mnie upilnować. Aż w końcu… Poroniłam.
— Tak mi przykro… — szepczę, gładząc ją po włosach.
— Niepotrzebnie. Musiałam swoje przeżyć, żeby wreszcie dotarło do mnie, że nikomu nie można ufać. Wiem, że nie uda mi się zapomnieć, ale… chyba się z tym pogodziłam. Ty też musisz, Harry. Też musisz.
Na moment zapada cisza, podczas której słychać tylko miarowe uderzanie kropel deszczu o szybę.
— Wiesz co? Napijmy się — proponuję. — Zapomnijmy chociaż na trochę.
Wstaję, po czym udaję się do odpowiedniej szafki i wyciągam butelkę wina, korkociąg oraz dwa kieliszki.
Siadam obok Carter na kanapie, otwieram butelkę, a następnie napełniam kieliszki, po czym unoszę jeden z nich. Carter robi to samo.
— To… za amnezję — mówię, stukając się z nią szkłem.
— Za to, co pamiętamy, i za to, żebyśmy się uczyli na tym, o czym wolelibyśmy zapomnieć — dodaje szatynka, po czym oboje bierzemy mały łyk alkoholu.
— Pamiętasz już wszystko? — dopytuje mama.
— Powiedzmy — pocieram dłonią kark — chociaż mam wrażenie, że nie do końca.
— Jak ci się żyło? — głos zabiera Gemma. — W ogóle jak to się stało, że jesteś tutaj, skoro nic nie pamiętałeś?
Chwytam dłoń Carter mocno.
— Ona mi pomogła. Uratowała mnie, wyciągając z tego samochodu. Potem… zaproponowała, że mógłbym zamieszkać z nią, dopóki nie… sobie wszystkiego nie przypomnę.
— Jesteście razem? — pyta Niall.
Czuję ból, gdy Carter ściska moją dłoń z całej siły.
— Tak — odpowiadam.
— Typowe — parska Niall.
— Masz z tym jakiś problem? — warczę prawie.
— Taylor — rzuca. — Jej ciało znajduje się tysiące kilometrów stąd, a ciebie to w ogóle nie obchodzi.
— Nie masz prawa mnie oceniać — syczę. — Nie wiesz, jak to jest. Poza tym myślałem o Tay. Bez przerwy myślę. I nie wiem jak, ale, do cholery, znajdę sposób, żeby sprowadzić jej ciało i pochować jak należy, okay? Nie wypowiadaj się na tematy, o których nie masz pojęcia.
— Właśnie, że mam. Większe pojęcie niż ty. Razem z nią w tym samochodzie zginęło twoje dziecko. Miała ci powiedzieć na tym urlopie, dlatego przyjechała. Była w ciąży, ale co ciebie to obchodzi? Miałeś ją gdzieś za życia, masz i po śmierci.
— Nie masz prawa tak mówić! — krzyczę, podrywając się. — Gówno wiesz!
Kieruję się w stronę wyjścia.
— Jasne, tak jest najlepiej! — warczy za mną. — Uciec! To takie typowe dla ciebie, Styles!
Wychodzę, trzaskając drzwiami, i odchodzę gniewnie, gdy nagle czuję czyjąś dłoń na ramieniu.
— Harry, poczekaj!
Carter.
— Co?! — warczę.
— Harry, nie…
— Co nie?! Byłem dupkiem, okay?! — wydzieram się na środku chodnika, nie zważając na przechodniów. — Nie zasłużyłem na wszystko, co dostałem! A najbardziej na Nią! Na ciebie też nie, więc może lepiej będzie, jak znikniesz z mojego życia jak ona! Miała moje dziecko! Moje dziecko!
Drobne ciało szatynki przylega ściśle do mojego, obejmując w pasie. Nie mam serca jej odepchnąć, mimo że nadal czuję potworną wściekłość. Chowam twarz w jej włosach. Łzy same zaczynają płynąć po moich policzkach. Trzęsę się, płaczę. Nie mogę się uspokoić. Za dużo myśli kotłuje się w mojej głowie. Nie panuję nad tym.
* * *
Leżymy z Carter na kanapie przykryci wszystkimi możliwymi kocami, jakie udało nam się znaleźć w mieszkaniu. Na stole stały dwa parujące kubki z herbatą. Delikatnie gładzę jej spoczywającą na mojej klatce piersiowej głowę. Moja druga dłoń leży na brzuchu, a szatynka bawi się moimi palcami.— Nie gryź się — mówi, całując ich opuszki.
— Łatwo powiedzieć — wzdycham.
— Moim zdaniem wszystko można naprawić — odpowiada. — Ewentualnie odbudować.
— Zapachniało architekturą — zaśmiewam się.
— Coś w tym złego? — pyta szatynka.
— Nie, skąd. — Leżymy przez chwilę w ciszy, po czym wzdycham. — Tak mi zależało, żeby sobie to wszystko przypomnieć, a teraz… chciałbym znowu zapomnieć. Leżeć tak jak teraz z tobą i nie pamiętać.
— Harry, ja… Ja też bym chciała. Bardzo.
— Carter, czy ty coś… przeżyłaś złego? — pytam. — Cały czas w głowie mi siedzi Nicole, gdy delikatnie zasugerowała mi, że masz jakieś przykre doświadczenia z facetami.
— W końcu i tak byś się dowiedział, więc… — Bierze powietrza w płuca. — Historia jakich wiele. Prawie zawsze… radziłyśmy sobie z siostrą same, tata zostawił nas zaraz po moim urodzeniu, mama była bardzo chorowita, zmarła wcześnie na nieleczone zapalenie płuc. Zawsze bardziej dbała o nas niż o siebie. Gdy miałam osiemnaście lat, postanowiłam sama zarobić na swoje studia. Ukończyłam kurs dla sekretarek, po czym zdobyłam… ba! wyszarpałam pracę w agencji reklamowej. Dość szybko udało mi się dojść wysoko. Zostałam bliską współpracownicą prezesa. Sama się dziwiłam, w jak krótkim czasie mi się to udało. No i zaczęło się: wspólne nadgodziny, lunche… w końcu wziął mnie ze sobą w delegację, a tam… Sam wiesz… Brzydziłam się siebie po tym. On miał żonę, dom… Lecz potem znowu dałam się zwieść: mówił, że mu się nie układa w małżeństwie, że nie sypiają ze sobą, że się rozwiodą… A ja głupia wierzyłam. I przez chwilę… naprawdę byłam z Patrickiem szczęśliwa. Kochałam go. On mnie też, przynajmniej tak twierdził. Aż zdarzyło się. Wpadliśmy. Zaszłam w ciążę. Nie chciałam być kochanką z brzuchem, dlatego postanowiłam odejść. Nie było mi z tym łatwo. W końcu zrozumiałam, że on nie zostawi żony. Pamiętam nasze ostatnie spotkanie… Zarzekał się, że się z nią rozwiedzie, że mnie kocha, że… — Czuję, jak bierze głęboki oddech. — Mówił, że cieszy się, że będziemy mieli dziecko. Ale ja się uparłam. Odeszłam. Potem czułam się bardzo nieszczęśliwa. Wpadłam w depresję ciążową, tak naprawdę nie chciałam tego dziecka… Nie jadłam, nie spałam. Nicole nie była w stanie mnie upilnować. Aż w końcu… Poroniłam.
— Tak mi przykro… — szepczę, gładząc ją po włosach.
— Niepotrzebnie. Musiałam swoje przeżyć, żeby wreszcie dotarło do mnie, że nikomu nie można ufać. Wiem, że nie uda mi się zapomnieć, ale… chyba się z tym pogodziłam. Ty też musisz, Harry. Też musisz.
Na moment zapada cisza, podczas której słychać tylko miarowe uderzanie kropel deszczu o szybę.
— Wiesz co? Napijmy się — proponuję. — Zapomnijmy chociaż na trochę.
Wstaję, po czym udaję się do odpowiedniej szafki i wyciągam butelkę wina, korkociąg oraz dwa kieliszki.
Siadam obok Carter na kanapie, otwieram butelkę, a następnie napełniam kieliszki, po czym unoszę jeden z nich. Carter robi to samo.
— To… za amnezję — mówię, stukając się z nią szkłem.
— Za to, co pamiętamy, i za to, żebyśmy się uczyli na tym, o czym wolelibyśmy zapomnieć — dodaje szatynka, po czym oboje bierzemy mały łyk alkoholu.
__________________________________________________
Słowa Carter to coś w stylu podsumowania całego fanfica, dlatego je wyróżniłam. Kolejny rozdział (ostatni) w weekend. ♥
piątek, 15 maja 2015
17. New old life
Harry
Chelsea.Przez następnych kilka dni starałem się udawać szczęśliwego i uśmiechniętego, ale chyba kiepsko mi to szło. Nie powiedziałem nic Carter o wizycie tamtej dziewczyny, wolałem sam to jakoś rozgryźć.
Malutkim plusikiem było to, że czułem, jak zbliżamy się do siebie z Carter. Nie powiedziała mi nic, ale czułem, że coś poszło nie tak z Krisem, co mnie jednocześnie cieszyło i martwiło, bo widziałem, jak ją to gryzie.
Wchodzę do jej łóżka i chowam się pod kołdrę.
— Ej, a ty co? — pyta, podnosząc wzrok znad czytanej książki.
Tulę się do niej najmocniej jak tylko mogę.
— Z tobą mi lepiej — mówię.
Odkłada lekturę na szafkę, po czym obejmuje mnie.
— Carter… — szepczę, ziewając. — Kocham cię.
Układam głowę na jej piersi wygodnie.
Całuje mnie w czubek głowy.
— I co ja mam ci powiedzieć, co? — wzdycha.
— Dobranoc? — odpowiadam pytaniem na pytanie, po czym spoglądam w jej stronę.
— Kocham cię — porusza bezgłośnie wargami.
— Powiedz to głośno — odpowiadam.
Potrząsa głową.
— Powiedziałam to głośno jeden raz za dużo — mówi, a ja rozumiem.
Zło robi dużo hałasu, szumu. To wyznanie było ciche, pełne obaw, ale szczere. Od niej. Dla mnie.
— Ja ciebie też — poruszam wargami, nie wydobywając z siebie głosu.
Uśmiecha się, dotykając mojego policzka, a ja odwracam głowę, by ucałować wnętrze jej dłoni.
Wszystko, byle tylko mnie kochała i nie żałowała, że mi wybaczyła.
* * *
Biorę kolejną frytkę do ust, po czym żuję ją powoli, wyglądając przez okno McDonalda.Moje myśli płyną swobodnie w różnych kierunkach. Myślę o tym, co już udało mi się sobie przypomnieć, ale też o tym, czy jest w ogóle szansa, żebym kiedyś wrócił do poprzedniego życia. Na razie wiem tyle: nie lubię majonezu, słodzę dwie łyżeczki cukru, urodziłem się pierwszego dnia lutego ’94, umiem grać na pianinie, a w Bangkoku wraz z taksówkarzem zginęła też ważna dla mnie dziewczyna imieniem Taylor, choć nazywałem ją Tay, i skądś znam jakąś Chelsea, z którą musiałem się dość często spotykać. Może Tay była moją dziewczyną, a Chelsea kochanką? Może tak naprawdę jestem jakimś nadzianym dupkiem? Co wtedy?
— Coś nie tak? — pyta Carter.
— Nie, jest okay — uśmiecham się niepewnie.
Nagle do budynku wchodzi samotna sylwetka pewnego blondyna, która wydaje mi się być znajoma. Bacznie wodzę za nią wzrokiem. Mężczyzna składa zamówienie, po czym odbiera je, a ja nie mogę przestać na niego patrzeć. Siada niedaleko nas, a gdy mnie zauważa… zamiera. Wpatruje się we mnie, po czym zrywa się z krzesła i podchodzi.
— Harry? Boże, stary, gdzieś ty się chował? — zasypuje mnie gradem pytań. — Wszystkie policje świata cię szukają.
— To ty mnie znasz? — ożywiam się. — Znasz mnie?
— A ty mnie nie? — krzywi się.
Patrzę na niego, ale nic. Nic już nie wiem.
Lekarka mówiła, że czasem wystarczy jeden przedmiot i na pstryknięcie palcem wszystko wróci. Chcę, żeby to w końcu nadeszło, a, zamiast tego, patrzę na kolejnego człowieka z poczuciem tego cholernego deja vu.
— Harry, to ja, Niall. Nie wydurniaj się!
— Może usiądziesz? — proponuje Carter, spoglądając to na mnie, to na blondyna. Chłopak siada obok mnie, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
— Ja nic nie pamiętam — mówię, łapiąc się za głowę. — Wiem, że miałem wypadek w Bangkoku…
— Harry cierpi na amnezję — mówi Carter.
— Ale taką poważną? — pyta blondyn. — Nic nie pamięta?
— Nic a nic — odpowiadam.
— Nie wierzę. — Chłopak opada na oparcie krzesła. — Harry, przecież twoja matka odchodzi od zmysłów! Wszyscy myślą, że nie żyjesz! A w ogóle co z Taylor?
— Nie żyje — mówię. — Zginęła w tym wypadku…
— Więc kim jest ona? — Wskazuje podbródkiem na Carter.
— To jest Carter… — odpowiadam. — Pomogła mi.
Wstają oboje i podają sobie rękę przez stół.
— Carter.
— Niall. — Usiedli, a wtedy blondyn zwrócił się do mnie: — Może to ci coś pomoże. — Wyciąga telefon z kieszeni, po czym przez chwilę czegoś w nim szuka. — To jest zdjęcie, które mi wysłałeś z Bangkoku.
Pokazuje mi fotografię przedstawiającą Taylor na tle miasta. Czerwone usta, czarne okulary, rozwiane włosy…
Wspomnienia uderzają we mnie z całą mocą.
— Niall… Taylor… miałem sam jechać na urlop… ona przyjechała… ten wypadek… był pierwszego dnia po jej przyjeździe… Wtedy, w taksówce kłóciliśmy się, bo dowiedziała się, że zdradzam ją z Chelsea. Zresztą nie po raz pierwszy… Ona mnie kochała… a ja ją zdradzałem… Byłem muzykiem… pisałem piosenki… miałem wiele dziewczyn… A ona mnie kochała…
Urwałem, po czym opadłem na oparcie, przymykając oczy. W mojej głowie wirowało moje poprzednie życie: imprezy, dziewczyny, zabawa, nawet numery telefonu czy hasła do kont. I ona – Taylor, krucha, artystyczna dusza, delikatna osóbka, która mnie kochała. Zdradzałem ją, a potem ciągle przepraszałem, a ona mi wybaczała. Moja Tay… ja też ją kochałem… na swój sposób, ale kochałem…
Gwałtownie wyciągam telefon z kieszeni.
— Co ty robisz? — pyta Niall.
— Nie wiem, dzwonię. Przecież oni… oni się martwią. Gemma, rodzice, Robin…
Biorę głęboki wdech, po czym odblokowuję ekran telefonu i wpisuję dobrze znany rząd cyferek. Gemma. Odbiera po czterech sygnałach.
— Halo? — słyszę jej głos i coś we mnie drży. Tyle razy się z nią droczyłem, drażniłem ją, denerwowałem, a teraz dałbym wszystko, żeby móc ją tak po prostu przytulić. — Halo? — powtarza, a wtedy otrząsam się lekko z zamyślenia. Nie odzywam się jednak, ciekawy jej reakcji. — Ben, idioto, jeśli to ty, to przysięgam, że…
— Miło mi. Jestem Harry — uśmiecham się.
— C-co? Harry? Jaki Harry? — nie dowierza. — Jaja sobie robisz. Mój brat zaginął; to nie jest śmieszne.
— Dalej chowasz seksowną bieliznę pomiędzy ręcznikami, Gemmo? — pytam.
— Co?! — prawie krzyczy do słuchawki, przez co odsuwam aparat od ucha. — Nie możesz być Harrym! On… jego nie ma!
— Gemmo — mówię łagodnie — to naprawdę ja. Jeśli rozbijasz się właśnie z kumpelami po galerii, przyjdź do McDonalda przy Fleet Street i się przekonaj.
— Okay, ale jeżeli…
— Przyjdź, to zobaczysz.
Rozłączam się, patrząc na Carter, której wzrok mówi wszystko: jest spłoszona, czuje się jak intruz i piąte koło u wozu.
— Zostawisz nas na chwilę? — pytam Nialla.
— Jasne.
Wstaje i oddala się, a ja przesiadam się na krzesło obok Carter.
— Masz nowe, stare życie — uśmiecha się smutno, unosząc jeden kącik warg.
— Mam też ciebie — odpowiadam. — Jesteś dla mnie ważna i nie pozwolę, żebyś przestała to czuć. Cokolwiek się stało.
Przesuwam dłonią po jej policzku, obracając jej głowę w swoją stronę. Patrzymy na siebie.
— Nie pozwolę ci żałować, że nie wybrałaś Krisa — dodaję, po czym łączę jej wargi ze swoimi na moment.
__________________________________________________
No i koniec amnezji, Heri.
PS. Do Patrycji: odpowiedziałam. ☺♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)